sobota, 5 marca 2016

Nowy początek


Mimo, że pewnie już dawno nikt tu nie zaglądał pragnę was poinformować że od dzisiaj(!) możecie mnie znaleźć  o TU : WATTPAD

Tak dokładnie, przerzucam się na wattpada i zaczynam nową opowieść, nowi bohaterowie, inna fabuła i być może większe nadzieje na sukces...

No cóż, jeśli jesteś ze mną od początku to z pewnością wejdziesz w link O TEN i będziesz śledzić moje poczynani.

Kocham Was oraz bloga i dziękuję że ze mną byliście xx

Pozdrawiam xox

wtorek, 5 maja 2015

SAD GIRL. whatever

Bloga długo nie będzie.
Nie wiem kiedy będę. Kiedy wrócę ale chcę żebyście wiedzieli że 16 cześć jest juz w połowie skończona i w następnym rozdziale będzie Zayn.

Po prostu jestem człowiekiem, który chcę rozwiązać problemy całego świata a boi się zmierzyć z własnymi. I teraz tak jest.
Mam dzisiaj urodziny a cały dzień płaczę...
jestem smutna od 7 miesięcy i nie mam konkretnego powodu do smutku. Tak po prostu jest. Usiąde i za chwilę płacze. Może dla tego rozdziały były tak rzadko... nie wiem.

Zastanawiam się czy nie zrezygnować z pisania opowiadań, bo moja sytuacja psychiczna jest kiepska. Nie chce żebyście się niepotrzebnie dwnerwowały że nie ma nowego rozdziału.

Chcę żebyście wiedzieli dlaczego go nie ma i długo nie będzie. :c

Przepraszam jeśli was zawiodłam ale sądziłam że jestem silną osobą. Rzeczywistość jest zupełnie inna i chociaż mało to was interesuje i pewnie tylko zerkniecie na tą notkę od niechcenia to pamiętajcie że pisanie dla Was przez 2 lata to było coś pięknego :)

Niektórzy z wam widzieli jak to się u mnie rozwijało i cieszyłam się ze ktoś mi pomaga z tym wszystkim :)

Ale teraz czas się pożegnać na jakiś czas. Może uda mi się jakoś szybko do was wrócić albo w ciszy i spokoju znajdę odrobinę weny na dokończenie 16 rozdziału.

Kocham Was aniołki.
Kama xx 😘

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Zakazany Owoc cz. 15

- Jak mogłaś tak postąpić , Nancy! Czy ty wiesz co ja przeżywałem?! Myślałem że coś ci się stało!
Skubałam dół koszulki wpatrując się w podłogę. Tata nigdy na mnie nie krzyczał, bo zwykle nie miał powodów. Kiedyś robiłam wszystko co mi kazał, jego zdanie było święte. A teraz? Teraz uciekałam przez okno do chłopaka, który najwyraźniej nie spodobał się mojemu tacie.
- Przecież nic mi nie jest... - wyszeptałam sama do siebie.
Tata chyba tego nie usłyszał, bo nawet nie zareagował. Mówił dalej swoje kazania i konsekwencje jakie mnie czekają. Odważyłam się na niego spojrzeć i szczerze przeraża mnie taki Jack. Czerwona twarz, oczy pełne gniewu i usta zaciśnięte tak bardzo, że warg prawie nie było widać. I pomyśleć, że niedawno ciągle się śmiały.
- Możesz iść.
Wstałam posłusznie, zabrałam plecak i poszłam do pokoju. Nie trzaskałam drzwiami, nie krzyczała niczego w rodzaju "moje życie to jakaś porażka", bo wcale tak nie myślałam. Nie rozumiałam tylko dlaczego nie mogę spotykać się z Liam'em. Człowiekiem, który duszę ma taką samą jak ja.
Usiadłam przed biurkiem i zaczęłam przeglądać zalegające na nim papiery. Mam w końcu masę wolnego czasu, więc czemu by nie posprzątać pokoju? Stare, niedokończone szkice trafiły do jednej teczki, bloki ułożyłam na jedne kupce, kilka kartek wylądowało w koszu a węgle i ołówki ponownie w opakowaniach. Jakieś katalogi wróciły do szuflady biurka. Zostało mi jeszcze kilka niezłych obrazków, więc co mi szkodziło je pooglądać. Może któryś bym dopracowała.
Kilka szkiców przedstawiało Marry, w biegu, w boksie, na pastwisku... Jakąś polane, mój pokój.
- Zayn..
W moich dłoniach znalazł się szkic brata, który zaczęłam na początku naszej znajomości. Tajemniczy wzrok, niezadowolony wyraz twarzy, zmierzwione włosy i kilkudniowy zarost. To Zayn jakiego pamiętam. Chwyciłam ołówek i zaczęłam dopracowywać szczegóły, łuk brwiowy, długie rzęsy, bardziej uwydatniłam usta, podkreśliłam kości policzkowe i dorysowałam tło. Zayn wyłaniał się z mroku, bo tylko z tym mi się kojarzył. Z ciemnością. Wyciągnęłam kartkę i przyglądałam się szkicowi. Zrobiłam jeszcze kilka poprawek i przyczepiłam kartkę do tablicy korkowej.
Ogarnęłam bałagan, który sama zrobiłam. Wzdychając opadłam na łóżko.  Nie mogłam pozbyć się dziwnego uczucia, że gdzieś indziej widziałam podobny portret Zayn'a. 
"Tylko że to niedorzeczne Nancy. Niby gdzie mogłaś go widzieć?" 
Pytałam sama siebie. Uznałam, że gadanie ze sobą w myślach pomoże mi przebrnąć przez te kilka dni lub tygodni kary. Zaczęłam bawić się palcami, tak jak zawsze gdy się nudziłam lub stresowałam.  
Bezczynnie gapiłam się w sufit i po prostu bawiłam się palcami. Myślałam głównie o mamie. Jak ona by postąpiła, trzymała by moja stronę czy raczej taty.  Czy spodobały się jej Liam i czy ciepło by go przyjęła.  Z pewnością tak. Elizabeth to radosna kobieta z wielkim sercem. Wszyscy ją kochali.  Miała w sobie to coś, co przekonywało wszystkich do najmniejszego uśmiechu, ale...
Czy poznała bym Zayn'a?  Czy namalowałabym jego portret i powiesiła go w pokoju? Kto by mi wtedy pomógł zejść po schodach w szpilkach? Kto jechały by ze mną z taką szybkością autem. Kto miałby takie mieszane uczucia w stosunku do mnie?  
Zayn.  Jedna wielka zagadka.  Raz jest wręcz uroczy i mam ochotę poznać go bliżej a za drugim razem mam ochotę go uderzyć.  
"Żałuję że Cię tutaj nie ma, mamo. Pomogłabyś mi." 

***
Obudziłam się dość wcześnie. Było chwilę po szóstej rano, ale na horyzoncie już widniały pomarańczowe poświaty wschodzącego słońca. Przeciągnęłam się na łóżku. Nie chciałam leżeć. Wsunęłam bose stopy w kapcie i wyszłam na taras. Chłodny,  ale przyjemny wiatr rozwiał moje już i tak roztrzepane włosy. Wdychałam świeże powietrze jakby to była jedyna rzecz na której mi zależy.  Brałam łapczywe hałdy powietrza. Gdy tylko zrobiło mi się zimniej a na całym ciele dostałam gęsiej skórki, schowała się z powrotem w pokoju. 

W kuchni, ani w salonie nie było żadnej żywej duszy, czyli tata i nasza "pomoc domowa" śpi lub jeszcze nie przyszła. Zajrzałam do gabinetu taty.  Mój telefon leżał tam gdzie go wczoraj zostawiłam.  Odblokowałam telefon.  Miałam kilka wiadomości od Liama. Pytał czy wszystko okej i czy bezpiecznie dojechałam do domu.  Uśmiech pojawił się mimowolnie na mojej twarzy. Odpisałam mu, że u mnie okej i że przez najbliższy czas nie będziemy mieli ze sobą kontaktu bo mam karę.
Przynajmniej będzie spokojniejszy i ja tak samo.

Woda cięgle leciała z kranu, wyciągnęłam szczoteczkę do zębów i nałożyłam na nią niewielką ilość pasty. Umyłam zęby, twarz i rozczesałam włosy. Zakręciłam wodę i wyszłam z łazienki. Kto by pomyślał, że podczas mojej kary czas będzie tak wolno płyną? Kto by pomyślał, że będę miała taką blokadę? * Ale trzeba to przeżyć, zobaczymy co będzie za tydzień...

***

I'm a lion and I wanto to be free,
Do you see a lion when you look inside of me?
Outside the window just to watch you as you sleep,
Cause I am a lion born from things you cannot be.

Mijał kolejny dzień mojej kary. Słońce szykowało się do zniknięcia i ustąpienia miejsca ciemności. Przestałam w sumie liczyć, który dzień z rzędu spędziłam w pokoju na nierobieniu kompletnie niczego. Czasami obejrzałam jakiś film, coś nabazgrałam lub godzinę spędziłam w siodle. Nadal muszę ćwiczyć do zawodów, ale z każdą chwilą odechciewa mi się wszystkiego. Nie chodzi mi o zawody, ich jest cała masa, ale gdy byłam z Liam'em cała monotonia z mojego życia znikała. Nie wiem czy to przez przebywanie samej i słuchaniu "mocniejszej muzyki", którą polecił mi przyjaciel czy po prostu byłam gotowa, ale zamierzałam porozmawiać z tatą o MNIE.

-Tato? - zapytałam, biorąc do ust kanapkę.
Kolacja wydawała się najodpowiedniejszą chwilą, tata będzie zmęczony i nie będzie miał ochoty się kłócić. Przełknął kęsa kanapki z sałatą i szynką po czym spojrzał na mnie. Kiwnięciem zachęcił mnie do dalszego monologu. 
-W sumie nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że nie chcę brać udziału w zawodach konnych... Wiadomo, jazda konna jest dla mnie życiem, ale nie mam ochoty by ludzie oceniali mnie i Marry, wystarczy mi, że dla m n i e Marry jest idealna.
-Rozumiem.
-Naprawdę?
Otworzyłam szerzej oczy. Jack zgodził się abym zrezygnowała z zawodów?! Czy ktoś go podmienił gdy byłam w pokoju? Jednak gdy teraz zgadza się na wszystko, powinnam to wykorzystać.
-Oczywiście, mimo wszystko twoje szczęście jest u mnie na pierwszym miejscu.

"Więc czemu zabraniasz mi znajomości z Liam'em?!" Cisnęło mi się to na usta, nie będę zaprzeczać, najchętniej wykrzyczałabym mu to w twarz, ale się powstrzymałam. Zacisnęłam mocniej usta i przygryzłam czubek języka. W ustach poczułam lekki posmak krwi, ugryzłam się za mocno. Od kiedy tak łatwo można mnie wyprowadzić z równowagi? Kiedy zaczęłam się tak zmieniać?

-Więc, nie miałbyś nic przeciwko gdybym wyjechała? Do innego miasta, kraju?
-Dlaczego chcesz wyjechać? Przecież tutaj masz wszystko. Dom, rodzinę, wielki spadek i firmę.
-No właśnie, tylko że to wszystko mam dzięki t o b i e. Chciałabym sama na coś zarobić. Posmakować dorosłego życia, chciałabym zwiedzić tyle miejsc, za własne pieniądze. I chciałabym studiować. Sztukę...
W jadalni nastała niezręczna cisza, wpatrywałam się w niedojedzoną kanapkę i czekałam jedynie na wybuch, na rozpętanie wielkiej kłótni, na swoją porażkę. I w odwecie dostałam wybuch, ale śmiechu. Zdezorientowana i czerwona bardziej niż zadek pawiana spojrzałam na tatę.
-Powiedz mi słońce, kiedy tak dorosłaś? Przecież jeszcze wczoraj uczyłem cię chodzić a dzisiaj chcesz mnie zostawić. - uśmiechnął się smutno.- to przez to że się ponownie ożenię?
-Nie! Nic z tych rzeczy, po prostu uznałam że skoro układasz sobie ponownie życie, to ja też powinnam. Nie chcę całe życie na was żerować. A studia wydają mi się odpowiednie.
-Kiedy na to wpadłaś?
Głupio mi się było przyznać, bo to dzięki Liam'owi. To on otworzył mi oczy na świat, pokazał mi normalne życie, ciężkie ale szczęśliwe. To Liam zaszczepił we mnie pomysł ze studiami.
Wzięłam łyka herbaty i nerwowo uciekałam wzrokiem przed tatą. Chyba się domyślił kiedy i z czyją pomocą na to wpadłam. Wstaje od stołu i zaczynam zbierać brudne naczynia, aby jak najszybciej ukryć się w pokoju.  
-Nancy. Chcesz tego? Chcesz dorosłego życia? To nie tak że w ciebie wątpię.  Po prostu chcę żebyś była bezpieczna, nie chcę cię stracić przecież wiesz.  
Odkładam stertę talerzy i spoglądam na tatę. Oboje mamy zaszklone oczy. Czy tego chcę? 
-Chcę, tato. 
-Więc chyba muszę się zgodzić na to wszystko. 
Tata posłał mi uśmiech, szczery uśmiech i mimo bólu jaki widziałam w jego oczach czułam, że jest ze mnie dumny. Rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam dziękować z całego serca. Co prawda muszę o tym powiadomić Kate, ale nie powinno z tym być problemu. Powinnam już wszystko zacząć organizować, wybrać uczelnię, miejsce zamieszkania i zastanowić się czy brać Marry ze sobą.

***

Odzyskałam telefon, jednak nadal nie mogę się widywać z Liam'em, ale czego tata nie zobaczy to go nie zaboli. Rano skontaktowałam się z przyjacielem i omówiliśmy się w bibliotece, w miejscu gdzie to wszystko się zaczęło. Weszłam do środka, dzwonek nad moją głową zadzwonił. Och jak ja tęskniłam za tym dźwiękiem. Zza lady pomachała mi Esme, kilka kosmyków wymsknęło się jej z koka na czubku głowy. Gdy odnalazłam Liam'a wpadłam w jego ramiona, chłopak mocno mnie przytulił i okręcił kilka razy.
Liam pachniał wciąż tak samo, jego ciuchy w niczym się nie zmieniły, jego ciało dalej przyjemnie grzało moje, ale to coś w jego zachowaniu budziło mój niepokój. Zrobił się jakiś skryty, bardziej tajemniczy i nie odpowiadał na połowę moich pytań, bo myślami był gdzie indziej.
-Jak myślisz, The Art Institute of California? To w końcu w Los Angeles.
Liam jak zwykle tylko przytakiwał, nawet się słowem nie odezwał, może i na mnie patrzał ale był tego nieświadomy. Pomachałam mu dłonią przed twarzą, nie powiem ale moja cierpliwość się kończyła. Potrzebuję teraz jego pomocy a on najzwyczajniej w świecie mnie olewa.
-Co jest?
-Nieważne. Czemu ciągle mnie olewasz? Jak cię to nie interesuję to wystarczy mi to powiedzieć.
-Co?! Nie! Po prostu jestem rozkojarzony, ostatnio mam kilka spraw, które nie są do końca załatwione i teraz wracają - uśmiechnął się lekko - czasami tak bywa.
-No okey. To na dzisiaj chyba już skończymy. Może następnym razem coś nam się uda ustalić.
Wstałam od stołu, zgarnęłam wszystkie ulotki uczelni jakie wpadły mi w ręce oraz kilka zapisanych kartek z rzeczami pozytywnymi i negatywnymi, spowodowane moim wyjazdem na studia. Wychodząc pomachałam Esme i szeroko się uśmiechnęłam. Gdy dotarłam do samochodu usłyszałam głos Liam'a
-Jesteś na mnie zła?
Zła? Nie, tylko zawiedziona. Sądziłam, że chociaż powie mi co jest tak bardzo ważną sprawą, że zajmuje ona jego myśli. Myliłam się, może myliłam się też w sprawie N A S.
-Nie, tylko trudno mi to wszystko samej ogarnąć a twoja pomoc mimo wszystko by mi się przydała. To tyle.
Otworzyłam drzwi samochodu i wrzuciłam wszystkie moje rzeczy na miejsce pasażera. Spojrzałam na Liam'a który wpatrywał się w otoczenie jakby każdy mógł go zdemaskować lub zrobić dziwaczną rzecz. Wywróciłam oczami i zaczęłam wsiadać do samochodu, chciałam już zamknąć drzwi ale przeszkodził mi Payne.
-Nie pożegnasz się? - uśmiechnął się szeroko.
Ten u ś m i e c h. Rozpływałam się.
-Do zobaczeni.
Wymusiłam uśmiech, Liam pochylił się w moją stronę. Chciał mnie pocałować, więc szybko się odwróciłam a jego usta znalazły się na moim policzku. Zdezorientowany wyprostował się i zamknął drzwi auta. Odpaliłam silnik i z piskiem opon ruszyłam do domu. Miałam sporo do przemyślenia i całą noc na to.
Spojrzałam na ulotki uczelni, na swoją przyszłość i nowe życie.

~*~

YEEEAH :D Wróciłam, a razem ze mną nowy rozdział :) Nie wiem czemu to robię, ale dodaję zdjęcia które robiłam jak pisałam to co powyżej ;)


Miło że są osoby, które czekały na nowy rozdział i mnie nie opuściły :) W sumie co tu dużo pisać xd

Linki do stronek na których możecie mnie znaleźć.
* Facebook
* Twitter
* Instagram 
Przypominam o ankiecie u góry i wyjaśnienie pogrubionej czcionki * Kto by pomyślał, że będę miała taką blokadę? Taak, to dotyczyło mnie, ponieważ ten rozdział zajął mi DWA miesiące a pomysłów mi nie brakuje, tylko tyczą się one późniejszych losów a rozkręcenie opowieści jest chyba najtrudniejsze :C


ZACHĘCAM DO KOMENTOWANIA! :) 

*można z anonima, ale się podpisywać ;) 

niedziela, 1 marca 2015

× Kilka wyjaśnień :( ×

Bardzo się cieszę że jest ponad 50 komentarzy pod ostatnim postem.
Chciałabym już zacząć pisać kolejny rozdział, ale nie mam laptopa do końca marca. Ponadto na ferie w domu byłam może tylko 4 dni :/

Tą notkę pisze na telefonie i uwierzcie że nie wyjdzie mi ona tak jakbym chciała...

To trudne bo nwm czy czcionka jest dopasowana i czy wszystko będzie dobrze widoczne.

Pytacie mnie kiedy kolejny rozdział.  Jak odzyskam swojego skarba to zabieram się za pisanie, bo wszystko mam zapisane w zeszycie.  Później wystarczy to trochę przerobić i wpisać do komputera.  

Nie miejcie mi tego za złe.  Ani nie myślcie ze zaniedbuje bloga :( problemy techniczne z moim laptopem są na porządku dziennym dlatego zbieram kasę na nowego. Takiego którego nie będę miała ochoty wyrzucić przez okno -.-

Tak czy siak. Poczekajcie miesiąc.  Postaram się coś w wykombinować i może u przyjaciółki na weekendy coś juz zacząć przepisywać.
Zależy mi na tym opowiadaniu bo to jest chyba jedyna rzecz która mi wychodzi, bo w życiu już nie jest tak pięknie.

Nie chce żebyście mnie zostawiły, bo ja to pisze też dla was. Dla mnie to jest kawałek życia i cieszę się jak głupia gdy czytam wszystkie te komentarze.  One mnie motywują i sprawiają że chce dalej się doskonalić w pisaniu.  Staram się pisać dłuższe rozdziały, urozmaicić moje słownictwo, opisywać więcej rzeczy. Chcę być w tym lepsza a wy mnie motywujecie.

To chyba tyle.
Dziękuje, że ze mną jesteście :*
Kocham Was xoxo
× Kama ♡

sobota, 3 stycznia 2015

Zakazany Owoc cz. 14

Tylko raz byłam u Liam'a i nawet nie weszłam do środka. Mimo że pamiętałam drogę z nerwów zgubiłam się aż trzy razy. Słońce już zaszło pozostawiając puste niebo mieniące się różem i fioletem, które powoli ustępowały ciemnemu sklepieniu nocy. Gdy odnalazłam wzrokiem samochód Payne'a ucieszyłam się jak dziecko z prezentu. Zaparkowałam po drugiej stronie ulicy, zerkając ukradkiem w okna przyjaciela. W niektórych paliło się światło, był w domu. Przeszłam przez ulicę, jak zwykle potknęłam się o krawężnik i o mało co nie straciłam zębów na chodniku. Upewniając się, że nikt nie zauważył moich kaskaderskich wyczynów ruszyłam w stronę bloku. Liam mieszkał na trzecim piętrze, zebrałam się w sobie i pognałam na górę

***
-Wybacz, że bez zapowiedzi ale mam powód...
Stałam przed otwartymi drzwiami do mieszkania Liam'a, sapiąc i patrząc na niego niepewnie. Na początku był nieco zdziwiony moim widokiem jednak chwilę później zaprosił mnie do środka.
Pod materiałem jasnej koszulki widziałam jak jego mięśnie napinają się i rozluźniają. Na starych spodniach mogłam wyliczyć liczne plamy po farbie, smarze i innych substancjach. W przedsionku pachniało farbami olejnymi, akwarelami, kawą i domieszką ziemi.
-Napijesz się czegoś?
Chłopak wytarł ręce w biały materiał, który wyciągnął z tylnej kieszeni spodni. Poszedł jak mi się zdawało do kuchni więc podreptałam za nim niczym cień.
-Nie dziękuję.
Pomieszczenie nie było jakoś specjalnie nowoczesne, wyglądało bardziej na rzadko używane. Jasnozielone szafki z szybami wisiały nad zlewem i blatem. Lodówka cała była oblepiona rysunkami, szkicami i zdjęciami. W zlewie zamiast brudnych naczyń leżały różnej wielkości pędzle. Na stole pod oknem stał talerz z resztkami, jak mogłam się domyślić obiadu. Liam wziął w ręce parujący kubek z kolejną porcją kawy, chyba nie miał zamiaru szybko iść spać.
-Ładne mieszkanie - rzuciłam przerywając ciszę.
Chłopak uśmiechnął się znad kubka i wziął łyka smolistej cieczy. Skinieniem głowy kazał iść za sobą do pokoju obok. Salon był połączeniem czegoś w rodzaju pracowni malarskiej i własnej, prywatnej biblioteki. Mimo białych ścian i ciemnych dębowych mebli czułam się przyjemnie w tym pokoju. Zapach farb i rozpuszczalnika był tutaj ostrzejszy i konkurował z korzennym kadzidłem, stojącym na parapecie wśród roślin doniczkowych, oraz zapachem papieru pokrytego kurzem. W kącie pokoju stała stara, skórzana kanapa. Zaraz obok niej sterta starych brukowców, resztę miejsca zajmowały sztalugi, płótna i regały uginające się pod ciężarem książek. Na ścianach nie było zbyt dużo wolnego miejsca, były przykryte podobnie jak lodówka, rysunkami i zdjęciami a nawet plakatami zespołów z lat 60' i 70'. Na podłodze walały się pozgniatane papiery, kawałki płócien, puszki po farbach i pędzle.
-Jakbyś mnie uprzedziła, to bym tu trochę ogarnął - szturchnął butem papierową kulkę.
-Żartujesz?! To miejsce jest niesamowite.
Nie kłamałam, wyobrażałam już sobie jak wieczorami siadam skulona na kanapie, zerkam przez okno a później maluję widok zachodzącego słońca. Ten pokój miał własną duszę i urok, każdy z wyobraźnią przyznałby mi rację.
Rozsiadłam się na kanapie, która okazała się być wygodniejsza na jaką wygląda. Chwilę później Liam zajął miejsce obok mnie.
-A więc? Jaki jest powód wizyty?
-Tata..
Wciągnęłam wielki haust powietrza i wbijając się w oparcie kanapy opowiedziałam o wszystkim Liam'owi, omijając moje kaskaderskie skoki z drugiego piętra.

***
Chłopak chodził po pokoju w kółko. Przyglądałam mu się z zaciekawieniem i starałam rozszyfrować o czym myśli. W końcu przemówił.
-Nie moge osądzać twojego ojca, a ty nie powinnaś uciekać. Może to tylko chwilowe? Wiesz takie wahania nastroju z powodu wieku średniego, bo nie widzę w tym wszystkim sensownego wyjaśnienia. Może jutro do niego zadzwonisz i porozmawiacie na spokojnie jak oboje ochłoniecie. Twój tata widywał mnie tylko przez okno... Nawet nie rozmawialiśmy... Musi być w tym wszystkim jakiś sensowny motyw. Może ja z nim porozmawiam? Niee to by nie przeszło, prędzej by mnie zwyzywał i zagroził.. Nie wiem, Nancy. To dziwne, że nagle tak się zaczął zachowywać.
Spojrzał na mnie smutnymi oczami. Sama również niczego nie wiedziałam.

Liam's POV
Nancy była śpiąca wiec użyczyłem jej mojej sypialni, oraz starego dresu jako pidżamy. Przyglądałem się chwilę śpiącej dziewczynie, która wtuliła się w kołdrę. Jej włosy były rozrzucone na poduszce tworząc ciemny cień wokół jej jasnej twarzy. Jedynie jej blada skóra była widoczna w ciemnościach pościeli i pokoju. Ostrożnie zamykając za sobą drzwi wyszedłem z pokoju i udałem się na balkon. Noc była całkiem ciepła, więc przyjemnie siedziało się na dworze i wpatrywało w niebo. Oczywiście poszedłbym już spać, ale w moim organizmie wciąż buzowała kofeina po wypitych litrach kawy.
Co mam zrobić z Nancy?
Jak mam jej pomóc?
Ona sama się zagubiła, nagle wszystko stało się dla niej obce i straszne.
Najgorsze będzie powiedzenie jej, że znam Zayn'a oraz to że kiedyś byliśmy nierozłączni.
To będzie za wiele jak na nią.
-Liam ty idioto!
Skarciłem sam siebie, mogłem ją przepędzić, gdy tylko wspomniała o Maliku. Jednak jak głupi dalej w to brnąłem, bo wreszcie znalazła się osoba, która mnie rozumie. Chociaż uzna że ją okłamywałem, nigdy nie pozwolę by mój dawny przyjaciel skrzywdził ją w jakikolwiek sposób.
Miejmy nadzieję, że Zayn domyśli się i jakoś przygotuję ją do tego wyznania, ale najpierw musi się dowiedzieć, że przyjaźnię się z jego przyszłą siostrą.

***
Mimo zaciągniętych rolet, promienie dostały się do pokoju. Niewielki snop światła wystarczył aby dostrzec zarysy pokoju. Przeciągnęłam się leniwie na łóżku, ręce miałam wygodnie ułożone za głową a nogi zaplątane w kołdrę. Pościel pachniała proszkiem do prania a momentami Liam'em. Nie pamiętałam kiedy zasnęłam, jedyne co wiedziałam to to, że w nocy dręczyły mnie niemiłe sny.
Gdy wydostałam nogi z pościeli usiadłam po turecku i wyrzucając ręce w górę zaczęłam się rozciągać, każdemu ruchowi towarzyszyło charakterystyczne strzyknięcie. Kiedy obudziłam się całkowicie, opuściłam sypialnię i udałam się do kuchni. Była pusta tak samo jak salon. Na końcu korytarza znajdowała się łazienka, zapukałam dwa razy. Nic. Nacisnęłam na klamkę, która ustąpiła pod moim naciskiem. To pomieszczenie również było puste.
-Dziwne- mruknęłam z niesmakiem pod nosem.
Przeszłam do kuchni i uruchomiłam ekspres. Z szafki nad zlewem wyciągnęłam biały kubek z poszarpanym brzegiem i pęknięciem na uchwycie. Wlałam do niego kawę oraz dodałam cukru i mleka. Naczynie przyjemnie parzyło mnie w dłonie. Przyglądałam się zdjęciom na lodówce, jak się zdążyłam domyślić był na nich mały Liam, jego rodzice, rodzeństwo, dom.
Na jednym z nich, szczerbaty chłopiec uśmiechał się do zdjęcia, w rękach trzymał piłkę a dziewczynka niewiele większa od niego zanurzała palce w jego włosach delikatnie je czochrając.
Następnie moją uwagę przykuł pewien szkic. Z cienia wyłaniała się twarz młodego chłopaka, wyglądał na zmartwionego ale zachowywał surowy wyraz twarzy. Był dziwnie znajomy, ale zarys jego profilu nic mi nie podpowiadał. W oczach jednak można było dostrzec tęsknotę i ból.
Przestałam się przyglądać gdy usłyszałam zgrzyt w drzwiach a chwilę później poczułam letni powiew wiatru. Liam wszedł do kuchni, odkładając na blat papierową torbę z zakupami.
-Dzień dobry- odezwałam się jako pierwsza.
-Cześć. Jak się spało?
Zaczął wyjmować zakupy z torby. Mleko w kartonie, gorące bułki, jakąś szynkę, ser i kilka pomidorów. Wszystko było świeże i miło pachniało, od samego patrzenia robiłam się głodna.
-Dobrze, dziękuję.
-Głodna?
Kiwnęłam głową, a na zawołanie mój brzuch zaburczał jak jakiś potwór.

***
Po skończonym śniadaniu, Liam zaoferował się, że posprząta oraz, że nie potrzebuje mojej pomocy. Poszłam do jego sypialni zabrać swoje ciuchy i spakować je do plecaka, którego również użyczył mi chłopak. Rozejrzałam się po pokoju, spodnie, koszulka, sweterek. Niby mało, ale zawsze mogło mi coś powypadać z kieszonek. Zapięłam zamek plecaka i włożyłam go na jedną ramię. Zabrałam telefon z szafki i odblokowałam. Świetnie, nieodebrane połączenia od taty, nagle dopadły mnie wyrzuty sumienia. Tata stracił już jedną miłość swojego życia, nie chcę żeby myślał że straci również mnie. Wybrałam jego numer i upewniając się, że Liam nie usłyszy mojej rozmowy usiadłam na skraju łóżka. Tata odebrał po trzech sygnałach, serce przestało bić na ułamek sekundy aby zacząć miotać się w mojej klatce piersiowej niczym zwierzę.
-Nancy?
Był załamany i zrozpaczony, jakby nie był do końca pewny że to ja do niego dzwonię. Brawo Rudd omal nie przyprawiłaś taty o zawał serca. Moja warga drżała ale byłam w stanie wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowo.
-Tak, tatusiu. - Nie mówiłam tak do niego od kiedy skończyłam dziesięć lat. - Nic mi nie jest. Przepraszam, że uciekłam. Ja.. Ja będę za niedługo w domu.
Czułam jak łzy napływają do moich oczu i zaczynają nieprzyjemnie piec powieki. Mimo, że byłam zła na tego człowieka za słowa które wypowiedział, kochałam go bo był moją jedyną rodziną. Stracił już żonę, a ja również powoli mu się wymykałam. Może Katy to jego wybawienie?
-Martwiłem się o ciebie. Gdzie jesteś?
jego ton diametralnie się zmienił. Teraz był ostry a jego słowa gdyby mogły wypaliłyby we mnie dziurę. Wzięłam wielki haust powietrza. Jack wiedział doskonale gdzie jestem, ale chciał to usłyszeć.
-U Liam'a... Już jadę do domu.
-Będę w gabinecie.
Bez żadnych ogródek po prostu się rozłączył, wiedział że prawienie mi kazań przez telefon jest bezcelowe. Miałam nieźle przerąbane. Mogę się pożegnać nawet z wyjściem na podwórko bez eskorty czujnego spojrzenia taty. Zacisnęłam dłoń na pasku plecaka i chowając telefon do kieszeni dresów poszłam pożegnać się z przyjacielem.
-Liam, dziękuje że mogłam u ciebie nocować.
-Nie ma sprawy, wpadaj kiedy chcesz.
Gdy się do mnie uśmiechnął w moim brzuchu wszystko się poprzewracało. Chciałam mu powiedzieć, że będę częściej wpadać ale nie mogłam ukrywać przed nim prawdy. Spotykanie się z nim potajemnie przez Jackiem było jedynym sposobem. Przełknęłam gulę która uformowała się w moim gardle.
-Bardzo chętnie, ale chyba byłam tu pierwszy i ostatni raz.
-Czemu?
-Dzwoniłam do taty.
Nie musiałam dalej tłumaczyć, wyraz mojej twarzy mówił sam za siebie a Liam rozumiał wszystko. Podszedł do mnie i mocno przytulił, wtuliłam głowę w zagłębieniu między jego szyją a ramieniem. Pachniał tak cudownie, mieszanka kawy i letniego wiatru. Czułam się tak pewnie w jego ramionach, potrzebowałam go. I jeśli miałam dalej się z nim widywać, musiałam o to walczyć.
-To ja będę się zbierać, jak tylko będę mogła to odeśle ci ciuchy które mi pożyczyłeś.
-Nie trzeba. I tak są na mnie za małe. Poza tym ty wyglądasz w nich lepiej.- zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się lekko i poprawiając plecak podeszłam do drzwi. Wpatrując się w nie zastanawiałam się nad karą jaką ojciec mi przydzieli. Już musiał mieć długą listę, więc co mi szkodziło się troszkę spóźnić?
Odwróciłam się do Liam'a i bez chwili wahania po prostu go pocałowałam. Wiadomo to nie był jakiś specjalny pocałunek, ale działałam pod impulsem. Nie wiedziałam kiedy znowu go zobaczę a prędzej czy później to by się stało. Chłopak patrzył na mnie osłupiały, ale gdy tylko odzyskał rezon wpił się w moje usta. Pocałunek był delikatny i subtelny, dla mnie idealny.
Liam oparł swoje czoło o moje, przygryzłam dolną wargę. Oboje milczeliśmy, byliśmy blisko siebie, czułam ciepło jego ciała, gorący oddech na skórze. Stracę to wszystko gdy tylko przekroczę próg jego domu.
-Ja będę się zbierać. Tata na mnie czeka.
Gdy tylko wypowiedziałam ostatnie zdanie, chłopak mnie puścił i pozwolił odejść. Nie odwracałam się, bo wiedziałam że Liam ma taką sama minę jak ja. Oboje byliśmy w tym momencie przygnębieni, smutni, pozbawieni przyjaciela. To było straszne uczucie. Szłam do auta czując ciągle na sobie usta Liam'a. Z kamienną miną odjechałam do domu, gdzie prawdopodobnie nic już bardziej mnie nie przybije.

~*~
WOW! 14 rozdział już jest gotowy :)
Miło że w poprzednim rozdziale jest aż 15 komentarzy :))))) Sądziłam, że stać was na więcej.

I bez przeciągania.

50 komentarzy = następny rozdział

Przypominam o ankiecie na górze, podpisywaniu się jeśli piszecie z anonima. Możecie również śledzić mnie na Twitterze :) 


niedziela, 21 grudnia 2014

Zakazany Owoc cz. 13

Pot dosłownie ściekał po mojej twarzy. Od ósmej rano trenowałam z Marry do zawodów, które będą dopiero za miesiąc. Tata jednak nie chce odpuścić stara się pomóc mi w każdy sposób, jednak lekcję w jego wydaniu nie są tak przyjemnie jak się wydaje...
- Nancy! Postaraj się trochę.
- Jestem zmęczona. Już cztery godziny siedzę w siodle.
- Jeszcze jedna runka i koniec.
Wciągnęłam raptownie powietrze po czym wypuściłam je ze świstem. Nakierowałam Marry na przeszkody i starałam się nie myśleć o bolących mięśniach brzucha i nóg. Wiedziałam nawet, że klacz również jest zmęczona, jej tępo powoli traciło na sile, często ciągała za sobą nogi przez co strącała więcej przeszkód niż powinna.
Ostatnia rundka nie była taka zła, za to strasznie się dłużyła. Gdy pokonałyśmy ostatnią przeszkodę, jak najszybciej zsiadłam z grzbietu Marry.
Moje nogi były jak z waty, miałam wrażenie, że moje kości i mięśnie wyparowały i pozostawiły jedynie wiotką skórę. Poklepałam klacz i szeptałam do jej ucha "dałaś radę, Maleńka". Zabrałam konia do boksu i chwilę jej się przyglądałam, wielkie brązowe oczy wpatrywały się w głąb mojej duszy, wywołując szeroki uśmiech na mojej twarzy. Czułam jak Marry stara się mnie pocieszyć, więź między nami była niezwykła, ona nie powstała z dnia na dzień, pracowałam nad nią latami. Każdy kto mnie zna wie, ile ten koń dla mnie znaczy. Ostatni raz przejechałam dłonią po jej szyi i wyszłam ze stajni.

***

- Liam, nie jestem pewna. - klapnęłam na łóżko, trzymając w dłoni telefon. - cztery godziny spędziłam w siodle, nie wiem jak tego dokonałam. A ty chcesz mnie zabrać na wycieczkę?
- Będzie fajnie. Nie zmęczysz się za bardzo. Obiecuję.
- Nie jestem pewna..
- Czyżbyś tchórzyła? - zaśmiał się.
Raptownie wstałam i zaśmiałam się pod nosem. Może i jestem zmęczona, ale nikt nie będzie mi wmawiał, iż jestem tchórzem. Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na zegar.
- Bądź za godzinę. Muszę się umyć i przebrać. Jakieś rady?
- Ubierz coś wygodnego.
- Coś jeszcze?
- O resztę zadbam ja.
Rozłączył się bez słowa pożegnania, jednak ciągle słychać było rozbawienie w jego głosie. Rzuciłam telefon na łóżko i poszłam się umyć. Kleiłam się od potu i pyłu ze stajni, a to mimo wszystko było nieprzyjemne uczucie. Gdy byłam gotowa, szybko ubrała stare dżinsy oraz spraną koszulę i zwykłą bokserkę. Nie wiedziałam jakie buty będą najwygodniejsze, bo jako kobieta, miałam ich sporo. Od szpilek po trampki przez baleriny, sandały i inne buty. Chwyciłam czarne trampki znanej firmy i ruszyłam suszyć włosy. Ta czynność pochłonęła najwięcej czasu, bo mimo wszystko włosy schną długo nawet z pomocą suszarki. Gdy uwinęłam się w czterdzieści pięć minut, sprawdziłam telefon, jak na razie zero wiadomości od Liam'a. Podeszłam do komody, chwyciłam frotkę i związałam włosy w koński ogon, aby mi nie przeszkadzały. Chyba z przyzwyczajenia przejechałam dłonią po fotografii przedstawiającą moją mamę. Rozmyślenia przerwał mi dźwięk sms'a.

"Wyjdź już"

Zabrałam ostatnie potrzebne mi rzeczy i mimo wciąż lekko odczuwalnego bólu w nogach, rzuciłam się biegiem w stronę drzwi, wcześniej zahaczając o biuro taty i informując go o wszystkim szczegółowo, ale na temat. Zamknęłam za sobą drzwi, a Liam oparty stał przed samochodem.
- Gotowa?
Kiwnęłam tylko głową na zgodę, otworzył mi drzwi od strony pasażera po czym wślizgnęłam się do czarnego jeepa compass jeśli dobrze rozpoznałam. Jako że to duży samochód, miałam niemały problem, na szczęście Liam nic nie zauważył i nie musiał mnie ratować. Trzasnęłam drzwiami, a chłopak już pojawił się na miejscu kierowcy. Zapięłam pasy, wbiłam się w fotel i zacisnęłam dłonie na kolanach, czekając na ruch kolegi. Liam odpalił samochód, zapiął pas bezpieczeństwa, włączył radio i piosenka Blink 182 - All The Small Thing rozbrzmiała wewnątrz pojazdu, ruszyliśmy z pierwszą nutą melodii. W ciągu kilkunastu minut nikt się nie odzywał, ja jedynie oglądałam migający świat za szybą. Czułam się dziwnie, a zakwasy powoli się odzywały, bo gdy wykonywałam gwałtowny ruch od razu go żałowałam.
- Zakwasy?
Kiwnęłam głową i spojrzałam na kolegę. Uśmiechnął się tylko ze współczuciem i ponownie skupił się na drodze. Wiedziałam, że ta wycieczka to zły pomysł i gdybym mogła broniłabym się przed nią nogami i rękoma, ale skoro siedzę już w samochodzie i jestem w drodze, to się nie poddam bólowi i będę starała się dobrze bawić. Chyba, że moje mięśnie w połowie postanowią mnie zostawić i wyląduję twarzą na ziemi. Zawsze może być taka opcja. Prawda?
-Jesteśmy.
-Co?
-No, jesteśmy na miejscu.
Rozejrzałam się dookoła. Po prawej pagórki, po lewej pagórki. Świetnie. Wysiadłam z samochodu, albo raczej wypadłam z niego w ostatniej chwili łapiąc równowagę. Nie byłam pewna, czy Liam nie chcę przypadkiem mnie dobić wycieczką pieszą po polach czy po prostu za późno powiedziałam mu o zakwasach. Gdy udało mi się wysilić najmniejszy uśmiech świata, ruszyłam do chłopaka i patrząc na niego z udawaną radością, ruszyliśmy przed siebie.
Pogoda była idealna, niewielkie chmury leniwie płynęły po niebie, było gorąco ale lekki wiatr poprawiał całą sytuację. Niektórzy pewnie powiedzieliby : "Żyć nie umierać". Cóż ja byłam innego zdania, umierałam, było mi gorąco mimo wiatru, nogi bolały coraz bardziej i byłam pewna, że jutro na bank nie wstanę z łóżka. Mimo wszystko szłam ramię w ramię z Liam'em nie narzekając. Czy już należy mi się medal?
- Liam, nie chcę narzekać, ale daleko jeszcze?
- W sumie to już tu.
Staliśmy na szczycie największego pagórka, pod gigantycznym drzewem na którym zawieszona była huśtawka z opony. W cieniu drzewa rozłożony był koc z rozłożonym jedzeniem i piciem. Gdy zobaczyłam starania Liam'a, całe negatywne emocje opuściły moje ciało w jednej chwili. Nawet nogi przestały boleć. Brązowooki gestem ręki zaprosił mnie na koc. Nie zastanawiałam się długo i zajęłam miejsce. Liam usiadł obok mnie.
- Ładnie tu.
- To kawałek mojego dzieciństwa. Przyjeżdżałem tu z rodzicami w każdą niedzielę. Mama szykowała piknik a ja z tatą kopaliśmy piłkę. Nie wiem nawet kiedy to wszystko się skończyło, ale przyjeżdżam tu sam i też jest ciekawie.
- Przyprowadzałeś tu inne dziewczyny?
- Jednej chciałem się oświadczyć - wzruszył ramionami
- Co?!
- Normalnie, ale uznałem że ślub w wieku dziesięciu lat to jednak nie jest moje marzenie - zaśmiał się na to wspomnienie, a później z wyrazu mojej miny.
Uderzyłam go pięścią w bark, ale sama też zaczęłam się śmiać. Liam opowiedział mi tą historię a ja nie mogłam przestać się śmiać. Wyobrażanie sobie małego Liam'a z cukierkowym pierścionkiem zaręczynowym, bardzo mnie bawił. Chłopak miał już chyba dość nabijania się z niego, bo starał się mnie uciszyć jedzeniem. Po kolejnej próbie, uległam i skusiłam się na czekoladowe muffiny.
- A więc, Nancy. Ja się nagadałem.
- Ale ja nie wiem co mam mówić. - zakrztusiłam się kawałkiem muffina, który szybko popiłam oranżadą.
Prawda, Liam otworzył się przede mną, zabrał mnie do miejsca, które znaczy dla niego bardzo wiele, opowiedział mi o swoich rodzicach, oraz wyjawił tajemnice, które skrywał w sobie parę lat, a to ponoć był dopiero początek. Znaliśmy się cztery tygodnie a ta znajomość zaczęła się przypadkowo. Chyba żadne z nas nie wiedziało jak to się może potoczyć.
Popatrzyłam na chłopaka, jakby był moją ostatnią deską ratunku. Jednak on patrzył na mnie z wyczekiwaniem, przez co miałam jeszcze większy chaos w głowie niż chwilę temu. Westchnęłam z porażką.
- A więc, jak wiesz nie mam mamy. Mieszkam z tatą, a w sierpniu ponownie będzie brał ślub. Niedługo, bo za jakieś dwa tygodnie, wraca Katy i Zayn. Potem zniknę na tydzień z bratem, abyśmy mogli się poznać i dogadać przed ślubem. Wiesz wszystko. - Wzruszyłam ramionami.
- Nie. Nie wiem jak się czujesz, nie wiem o tobie nic co by pomogło mi cię rozgryźć. Nie wiem jakie zabawy miałaś w dzieciństwie, nie wiem czy masz blizny od jazdy na rowerze, czy biegałaś po drzewach czy może starałaś się nie ubrudzić nowej sukienki. Nie potrzebuję informacji o twojej rodzinie tylko o tobie, Nancy. To ty mnie zaintrygowałaś, a nie Zayn czy Katy albo twój tata. Ciągle wymijasz rozmowy na swój temat tym co dzieje się w domu. A co dzieje się w twojej głowie?
Liam patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, jego przemowa dała mi do myślenia, jednak zamiast się odezwać odwróciłam wzrok i zaczęłam skubać trawę. Jak miałam powiedzieć o swoich myślach skoro one były chaotyczne i sama nie umiałam ich ogarnąć. Mimo wszystko zaczęłam mówić wpatrując się w dal.
-Dzieciństwo miałam dobre, chociaż po zniknięciu mamy z życia przestałam się cieszyć i za szybko dorosłam. Później zaczęła się moja choroba, ale się nie poddałam. Życie jakoś samo się toczyło, dostałam Marry i radość tak jakoś sama wróciła. A co do biegania po drzewach, to nigdy nawet nie próbowałam, rodzice bali się, że sobie coś połamię i starali się mnie wychować na damę. Jednak to im się nie udawało podczas deszczu, gdy wybiegałam w za dużych kaloszach i wskakiwałam w każdą kałużę.
Gdy skończyłam monolog, wyrwałam się od wspomnień i spojrzałam na chłopaka, który uśmiechał się bardziej niż zwykle. Ja również przejęłam jego radość i momentalnie się uśmiechnęłam. Byłam dumna z siebie, że wreszcie otworzyłam się przed Liam'em i powiedziałam mu rzeczy błahe a jednak tak ważne w moim życiu.
Do późnego popołudnia siedzieliśmy na kocu wgapiając się w chmury, rozmawiając albo huśtając się na oponie. Nasze śmiechy roznosiły się echem po polach, ale mogliśmy krzyczeć ile nam się podobało, byliśmy sami i szczęśliwi.
- Chyba będziemy się zbierać Nan.
- Chyba tak.

***
- Jeszcze raz dziękuję za ten dzień.
- Nie ma za co. To była przyjemność. Wiesz w końcu twój brat mi Ciebie zabierze na tydzień.
- Nie przypominaj.
Wysiadłam z samochodu, ostatni raz żegnając się z Liam'em. Naprawdę cieszyłam się tym dniem, jeszcze nigdy nie spędzałam tak długo czasu z chłopakiem a już na pewno się z nim nie przyjaźniłam. Ale kto by przypuszczał, że moim jedynym przyjacielem będzie brązowooki Liam Payne, chłopak o głębokim głosie od którego dostaje się przyjemnych dreszczy, chłopak z tatuażami na ramionach i szyi oraz kolczyku w brwi. Chłopak który, nie myśli wyłącznie o sobie i troszczy się o mnie potajemnie. Chłopak który wygląda jak bandyta a tak naprawdę jest aniołem. Moim aniołem. Mogę to z dumą powiedzieć. Kocham go może jak przyjaciela, jak brata, albo kogoś więcej, kto wie. Jestem jedynie pewna że darze go uczuciem silnym i Liam takim samym darzy mnie. To jak na siebie patrzymy i rozmawiamy to jest więź niezwykła, rozpoznanie każdego gestu, czy nawet tonu głosu i od razu wiadomo jak ta druga osoba się czuje. To prawdziwa przyjaźń.
- Nancy pozwól proszę na chwilę.
Weszłam do gabinetu taty, siadając naprzeciwko niego. Z uwagą przyglądałam się jego minie. Widziałam że walczy sam ze sobą, nie wiedział jak zacząć, albo od czego zacząć ponieważ unikał mojego wzroku.
- Co jest tato?
- Ten Liam...
- Co z nim?
- Chciałbym, abyś ograniczyła kontakt z nim do minimum.
- Dlaczego?! - wrzasnęłam piskliwie i wstałam na równe nogi.
- Nie wygląda jak towarzystwo dla ciebie. Spędzasz z nim całe dnie, rozumiem że się przyjaźnicie. - ostatnie słowo zaakcentował, ale można było wyczuć pogardę w jego głosie. - wiesz coś o nim?
- Wiem więcej niż ci się wydaję!
- Nie podnoś na mnie głosu - uderzył pięścią w biurko a ja natychmiast zamilkłam a do moich oczy zaczęły napływać łzy. - nie chcę żebyś widywała się z nim tak często to tyle, a wasze spotkania mogą się odbywać jedynie w naszym domu pod moją obecnością.
Chciałam coś powiedzieć, rzucić tekstem o przyjaźni i prywatności. Tata nie może mi zabronić spotykania się z Liam'em, fakt że spędzam z nim sporo czasu niczego nie oznacza. O to chodzi w przyjaźni, żeby się spotykać, rozmawiać i wspierać wzajemnie. I mam to wszystko zostawić, bo tata uważa ze to nie jest odpowiedni chłopak?
- Ale tato..
- Żadnego ale. Jeśli mi się sprzeciwisz, osobiście z nim porozmawiam. A teraz do pokoju.
Zacisnęłam dłonie w pięści pozwalając aby pojedyncza łza słynęła po moim policzku zostawiając na nim słoną strużkę. Wychodząc z gabinetu trzasnęłam drzwiami nie zwracając już uwago na słowa ojca. W tym momencie stracił szacunek jakim go darzyłam. Osoba, która zawsze mi mówiła, że nie powinno się oceniać ludzi po wyglądzie, właśnie to robiła. Ocenił Liam'a z góry, nie zamieniając z nim ani jednego słowa. Rzuciłam się z płaczem na łóżko, czułam się oszukana i zdradzona. Oparłam brodę na poduszce, zastanawiałam się w czym Liam zawinił, albo w czym ja zawiniłam. Cały czas uważałam, że jest pięknie i kolorowo.
Wstałam z łóżka, zamknęłam drzwi a klucz schowałam do kieszeni spodni. W łazience doprowadziłam się d normalnego stanu, chociaż nijak nie mogłam pozbyć się napuchniętych i czerwonych oczu. Otworzyłam szeroko drzwi na balkon a chłodniejszy wiatr rozwiał moje włosy oraz zasłony. Ostatni raz spojrzałam na drzwi a później na zdjęcie mamy. Wychyliłam się przez balustradę, nie miałam daleko do ziemi, ale skok z drugiego piętra to jednak rzecz godna idioty. Przerzuciłam nogi przez balustradę i trzymając się jej kurczowo wpatrywałam się w dół. Obmyślałam jak mogę dostać się do garażu. Gdybym dosięgła stopą parapetu okna z pokoju obok mogłabym wtedy skoczyć na daszek a z niego na ziemię. Starałam się podejść jak najbliżej, gdy jedna stopa osunęła mi się a ja z piskiem czułam jak jedynie ręce trzymają się barierki, bo całą reszta wisiała dwa piętra nad ziemią. Serce biło mi szybciej niż normalnie, a spocone ręce powoli ześlizgiwały się z barierki. Zebrałam w sobie resztę energii i siły i starałam się podciągnąć. Nogi ciągle mi się ślizgały, ale wreszcie udał mi się znaleźć punkt zaczepienia. Nie minęła chwila, a znalazłam się na parapecie przytulając się do okna. Musiałam uspokoić szalejące serce i oddech. Powoli się wyciszałam, ale ręce dalej drżały od wspomnienia. Nie chcąc tracić więcej czasu wskoczyłam na daszek a później na ziemię tym samym robić koślawego fikołka. Wylądowałam plackiem na trawię, plując kilkoma źdźbłami. Wstałam i otrzepałam się z trawy, omijając okna przekradłam się do garażu, który na moje szczęście był otwarty. Wsiadłam do pierwszego lepszego i wyjechałam z posiadłości. W duchu dziękowałam, ż gabinet taty znajdował się po drugiej stronie domu i nawet gdyby chciał, nie zauważył by że ktoś wyjechał z placu.
Miałam teraz tylko jeden cel. Pojechać do Liam'a i nie zwracać uwagi na to co powie tata.

~*~
OGŁOSZENIA PARAFIALNEEE !
Trochę przyspieszyłam całą akcję, ponieważ wiem że chcecie aby Zen już wrócił. Postawiłam w złym świetle Jack'a, ale chyba mi to wybaczycie.
Ponoć 13 jest pechowa, ale moja może będzie szczęśliwa :)

Bez owijania w bawełnę, rozdział jest, chciałam żeby był dłuższy, ale pewnie i tak mi nie wyszło. Nie jestem pewna czy nie zmienił się mój styl pisania. Oglądam ostatnio dużo anime i bajek z JETIX'A więc wiecie. To małe dziecko się we mnie odezwało ;-;


Chciałabym podziękować za te komentarze oraz za to że wzięłyście sobie moje słowa do serca i podajecie imię lub nazwę z tt. Ale robicie to jedynie wtedy, gdy napiszę o tym notkę. A uwierzcie mi, że to jest nudne, pod każdym postem pisać ile ma być komentarzy :)

Złota zasada CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

Jedna osoba jest już przeze mnie obserwowana oraz przeprowadziłyśmy krótką rozmowę ;) Więc chyba warto co? :)

A więc mój TWITTER a resztę kont możecie znaleźć u góry po lewej stronie :)
Zapraszam również to wypełnienia ankiety na samej górze :* 

Jeśli czegoś nie napisałam, to przypomnijcie mi w komentarzu.


Pozdrawiam Kama :*
Szablon by S1K