- Nancy! Postaraj się trochę.
- Jestem zmęczona. Już cztery godziny siedzę w siodle.
- Jeszcze jedna runka i koniec.
Wciągnęłam raptownie powietrze po czym wypuściłam je ze świstem. Nakierowałam Marry na przeszkody i starałam się nie myśleć o bolących mięśniach brzucha i nóg. Wiedziałam nawet, że klacz również jest zmęczona, jej tępo powoli traciło na sile, często ciągała za sobą nogi przez co strącała więcej przeszkód niż powinna.
Ostatnia rundka nie była taka zła, za to strasznie się dłużyła. Gdy pokonałyśmy ostatnią przeszkodę, jak najszybciej zsiadłam z grzbietu Marry.
Moje nogi były jak z waty, miałam wrażenie, że moje kości i mięśnie wyparowały i pozostawiły jedynie wiotką skórę. Poklepałam klacz i szeptałam do jej ucha "dałaś radę, Maleńka". Zabrałam konia do boksu i chwilę jej się przyglądałam, wielkie brązowe oczy wpatrywały się w głąb mojej duszy, wywołując szeroki uśmiech na mojej twarzy. Czułam jak Marry stara się mnie pocieszyć, więź między nami była niezwykła, ona nie powstała z dnia na dzień, pracowałam nad nią latami. Każdy kto mnie zna wie, ile ten koń dla mnie znaczy. Ostatni raz przejechałam dłonią po jej szyi i wyszłam ze stajni.
***
- Liam, nie jestem pewna. - klapnęłam na łóżko, trzymając w dłoni telefon. - cztery godziny spędziłam w siodle, nie wiem jak tego dokonałam. A ty chcesz mnie zabrać na wycieczkę?
- Będzie fajnie. Nie zmęczysz się za bardzo. Obiecuję.
- Nie jestem pewna..
- Czyżbyś tchórzyła? - zaśmiał się.
Raptownie wstałam i zaśmiałam się pod nosem. Może i jestem zmęczona, ale nikt nie będzie mi wmawiał, iż jestem tchórzem. Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na zegar.
- Bądź za godzinę. Muszę się umyć i przebrać. Jakieś rady?
- Ubierz coś wygodnego.
- Coś jeszcze?
- O resztę zadbam ja.
Rozłączył się bez słowa pożegnania, jednak ciągle słychać było rozbawienie w jego głosie. Rzuciłam telefon na łóżko i poszłam się umyć. Kleiłam się od potu i pyłu ze stajni, a to mimo wszystko było nieprzyjemne uczucie. Gdy byłam gotowa, szybko ubrała stare dżinsy oraz spraną koszulę i zwykłą bokserkę. Nie wiedziałam jakie buty będą najwygodniejsze, bo jako kobieta, miałam ich sporo. Od szpilek po trampki przez baleriny, sandały i inne buty. Chwyciłam czarne trampki znanej firmy i ruszyłam suszyć włosy. Ta czynność pochłonęła najwięcej czasu, bo mimo wszystko włosy schną długo nawet z pomocą suszarki. Gdy uwinęłam się w czterdzieści pięć minut, sprawdziłam telefon, jak na razie zero wiadomości od Liam'a. Podeszłam do komody, chwyciłam frotkę i związałam włosy w koński ogon, aby mi nie przeszkadzały. Chyba z przyzwyczajenia przejechałam dłonią po fotografii przedstawiającą moją mamę. Rozmyślenia przerwał mi dźwięk sms'a.
- Będzie fajnie. Nie zmęczysz się za bardzo. Obiecuję.
- Nie jestem pewna..
- Czyżbyś tchórzyła? - zaśmiał się.
Raptownie wstałam i zaśmiałam się pod nosem. Może i jestem zmęczona, ale nikt nie będzie mi wmawiał, iż jestem tchórzem. Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na zegar.
- Bądź za godzinę. Muszę się umyć i przebrać. Jakieś rady?
- Ubierz coś wygodnego.
- Coś jeszcze?
- O resztę zadbam ja.
Rozłączył się bez słowa pożegnania, jednak ciągle słychać było rozbawienie w jego głosie. Rzuciłam telefon na łóżko i poszłam się umyć. Kleiłam się od potu i pyłu ze stajni, a to mimo wszystko było nieprzyjemne uczucie. Gdy byłam gotowa, szybko ubrała stare dżinsy oraz spraną koszulę i zwykłą bokserkę. Nie wiedziałam jakie buty będą najwygodniejsze, bo jako kobieta, miałam ich sporo. Od szpilek po trampki przez baleriny, sandały i inne buty. Chwyciłam czarne trampki znanej firmy i ruszyłam suszyć włosy. Ta czynność pochłonęła najwięcej czasu, bo mimo wszystko włosy schną długo nawet z pomocą suszarki. Gdy uwinęłam się w czterdzieści pięć minut, sprawdziłam telefon, jak na razie zero wiadomości od Liam'a. Podeszłam do komody, chwyciłam frotkę i związałam włosy w koński ogon, aby mi nie przeszkadzały. Chyba z przyzwyczajenia przejechałam dłonią po fotografii przedstawiającą moją mamę. Rozmyślenia przerwał mi dźwięk sms'a.
"Wyjdź już"
Zabrałam ostatnie potrzebne mi rzeczy i mimo wciąż lekko odczuwalnego bólu w nogach, rzuciłam się biegiem w stronę drzwi, wcześniej zahaczając o biuro taty i informując go o wszystkim szczegółowo, ale na temat. Zamknęłam za sobą drzwi, a Liam oparty stał przed samochodem.
- Gotowa?
Kiwnęłam tylko głową na zgodę, otworzył mi drzwi od strony pasażera po czym wślizgnęłam się do czarnego jeepa compass jeśli dobrze rozpoznałam. Jako że to duży samochód, miałam niemały problem, na szczęście Liam nic nie zauważył i nie musiał mnie ratować. Trzasnęłam drzwiami, a chłopak już pojawił się na miejscu kierowcy. Zapięłam pasy, wbiłam się w fotel i zacisnęłam dłonie na kolanach, czekając na ruch kolegi. Liam odpalił samochód, zapiął pas bezpieczeństwa, włączył radio i piosenka Blink 182 - All The Small Thing rozbrzmiała wewnątrz pojazdu, ruszyliśmy z pierwszą nutą melodii. W ciągu kilkunastu minut nikt się nie odzywał, ja jedynie oglądałam migający świat za szybą. Czułam się dziwnie, a zakwasy powoli się odzywały, bo gdy wykonywałam gwałtowny ruch od razu go żałowałam.
- Zakwasy?
Kiwnęłam głową i spojrzałam na kolegę. Uśmiechnął się tylko ze współczuciem i ponownie skupił się na drodze. Wiedziałam, że ta wycieczka to zły pomysł i gdybym mogła broniłabym się przed nią nogami i rękoma, ale skoro siedzę już w samochodzie i jestem w drodze, to się nie poddam bólowi i będę starała się dobrze bawić. Chyba, że moje mięśnie w połowie postanowią mnie zostawić i wyląduję twarzą na ziemi. Zawsze może być taka opcja. Prawda?
-Jesteśmy.
-Co?
-No, jesteśmy na miejscu.
Rozejrzałam się dookoła. Po prawej pagórki, po lewej pagórki. Świetnie. Wysiadłam z samochodu, albo raczej wypadłam z niego w ostatniej chwili łapiąc równowagę. Nie byłam pewna, czy Liam nie chcę przypadkiem mnie dobić wycieczką pieszą po polach czy po prostu za późno powiedziałam mu o zakwasach. Gdy udało mi się wysilić najmniejszy uśmiech świata, ruszyłam do chłopaka i patrząc na niego z udawaną radością, ruszyliśmy przed siebie.
Pogoda była idealna, niewielkie chmury leniwie płynęły po niebie, było gorąco ale lekki wiatr poprawiał całą sytuację. Niektórzy pewnie powiedzieliby : "Żyć nie umierać". Cóż ja byłam innego zdania, umierałam, było mi gorąco mimo wiatru, nogi bolały coraz bardziej i byłam pewna, że jutro na bank nie wstanę z łóżka. Mimo wszystko szłam ramię w ramię z Liam'em nie narzekając. Czy już należy mi się medal?
- Liam, nie chcę narzekać, ale daleko jeszcze?
- W sumie to już tu.
Staliśmy na szczycie największego pagórka, pod gigantycznym drzewem na którym zawieszona była huśtawka z opony. W cieniu drzewa rozłożony był koc z rozłożonym jedzeniem i piciem. Gdy zobaczyłam starania Liam'a, całe negatywne emocje opuściły moje ciało w jednej chwili. Nawet nogi przestały boleć. Brązowooki gestem ręki zaprosił mnie na koc. Nie zastanawiałam się długo i zajęłam miejsce. Liam usiadł obok mnie.
- Ładnie tu.
- To kawałek mojego dzieciństwa. Przyjeżdżałem tu z rodzicami w każdą niedzielę. Mama szykowała piknik a ja z tatą kopaliśmy piłkę. Nie wiem nawet kiedy to wszystko się skończyło, ale przyjeżdżam tu sam i też jest ciekawie.
- Przyprowadzałeś tu inne dziewczyny?
- Jednej chciałem się oświadczyć - wzruszył ramionami
- Co?!
- Normalnie, ale uznałem że ślub w wieku dziesięciu lat to jednak nie jest moje marzenie - zaśmiał się na to wspomnienie, a później z wyrazu mojej miny.
Uderzyłam go pięścią w bark, ale sama też zaczęłam się śmiać. Liam opowiedział mi tą historię a ja nie mogłam przestać się śmiać. Wyobrażanie sobie małego Liam'a z cukierkowym pierścionkiem zaręczynowym, bardzo mnie bawił. Chłopak miał już chyba dość nabijania się z niego, bo starał się mnie uciszyć jedzeniem. Po kolejnej próbie, uległam i skusiłam się na czekoladowe muffiny.
- A więc, Nancy. Ja się nagadałem.
- Ale ja nie wiem co mam mówić. - zakrztusiłam się kawałkiem muffina, który szybko popiłam oranżadą.
Prawda, Liam otworzył się przede mną, zabrał mnie do miejsca, które znaczy dla niego bardzo wiele, opowiedział mi o swoich rodzicach, oraz wyjawił tajemnice, które skrywał w sobie parę lat, a to ponoć był dopiero początek. Znaliśmy się cztery tygodnie a ta znajomość zaczęła się przypadkowo. Chyba żadne z nas nie wiedziało jak to się może potoczyć.
Popatrzyłam na chłopaka, jakby był moją ostatnią deską ratunku. Jednak on patrzył na mnie z wyczekiwaniem, przez co miałam jeszcze większy chaos w głowie niż chwilę temu. Westchnęłam z porażką.
- A więc, jak wiesz nie mam mamy. Mieszkam z tatą, a w sierpniu ponownie będzie brał ślub. Niedługo, bo za jakieś dwa tygodnie, wraca Katy i Zayn. Potem zniknę na tydzień z bratem, abyśmy mogli się poznać i dogadać przed ślubem. Wiesz wszystko. - Wzruszyłam ramionami.
- Nie. Nie wiem jak się czujesz, nie wiem o tobie nic co by pomogło mi cię rozgryźć. Nie wiem jakie zabawy miałaś w dzieciństwie, nie wiem czy masz blizny od jazdy na rowerze, czy biegałaś po drzewach czy może starałaś się nie ubrudzić nowej sukienki. Nie potrzebuję informacji o twojej rodzinie tylko o tobie, Nancy. To ty mnie zaintrygowałaś, a nie Zayn czy Katy albo twój tata. Ciągle wymijasz rozmowy na swój temat tym co dzieje się w domu. A co dzieje się w twojej głowie?
Liam patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, jego przemowa dała mi do myślenia, jednak zamiast się odezwać odwróciłam wzrok i zaczęłam skubać trawę. Jak miałam powiedzieć o swoich myślach skoro one były chaotyczne i sama nie umiałam ich ogarnąć. Mimo wszystko zaczęłam mówić wpatrując się w dal.
-Dzieciństwo miałam dobre, chociaż po zniknięciu mamy z życia przestałam się cieszyć i za szybko dorosłam. Później zaczęła się moja choroba, ale się nie poddałam. Życie jakoś samo się toczyło, dostałam Marry i radość tak jakoś sama wróciła. A co do biegania po drzewach, to nigdy nawet nie próbowałam, rodzice bali się, że sobie coś połamię i starali się mnie wychować na damę. Jednak to im się nie udawało podczas deszczu, gdy wybiegałam w za dużych kaloszach i wskakiwałam w każdą kałużę.
Gdy skończyłam monolog, wyrwałam się od wspomnień i spojrzałam na chłopaka, który uśmiechał się bardziej niż zwykle. Ja również przejęłam jego radość i momentalnie się uśmiechnęłam. Byłam dumna z siebie, że wreszcie otworzyłam się przed Liam'em i powiedziałam mu rzeczy błahe a jednak tak ważne w moim życiu.
Do późnego popołudnia siedzieliśmy na kocu wgapiając się w chmury, rozmawiając albo huśtając się na oponie. Nasze śmiechy roznosiły się echem po polach, ale mogliśmy krzyczeć ile nam się podobało, byliśmy sami i szczęśliwi.
- Chyba będziemy się zbierać Nan.
- Chyba tak.
- Gotowa?
Kiwnęłam tylko głową na zgodę, otworzył mi drzwi od strony pasażera po czym wślizgnęłam się do czarnego jeepa compass jeśli dobrze rozpoznałam. Jako że to duży samochód, miałam niemały problem, na szczęście Liam nic nie zauważył i nie musiał mnie ratować. Trzasnęłam drzwiami, a chłopak już pojawił się na miejscu kierowcy. Zapięłam pasy, wbiłam się w fotel i zacisnęłam dłonie na kolanach, czekając na ruch kolegi. Liam odpalił samochód, zapiął pas bezpieczeństwa, włączył radio i piosenka Blink 182 - All The Small Thing rozbrzmiała wewnątrz pojazdu, ruszyliśmy z pierwszą nutą melodii. W ciągu kilkunastu minut nikt się nie odzywał, ja jedynie oglądałam migający świat za szybą. Czułam się dziwnie, a zakwasy powoli się odzywały, bo gdy wykonywałam gwałtowny ruch od razu go żałowałam.
- Zakwasy?
Kiwnęłam głową i spojrzałam na kolegę. Uśmiechnął się tylko ze współczuciem i ponownie skupił się na drodze. Wiedziałam, że ta wycieczka to zły pomysł i gdybym mogła broniłabym się przed nią nogami i rękoma, ale skoro siedzę już w samochodzie i jestem w drodze, to się nie poddam bólowi i będę starała się dobrze bawić. Chyba, że moje mięśnie w połowie postanowią mnie zostawić i wyląduję twarzą na ziemi. Zawsze może być taka opcja. Prawda?
-Jesteśmy.
-Co?
-No, jesteśmy na miejscu.
Rozejrzałam się dookoła. Po prawej pagórki, po lewej pagórki. Świetnie. Wysiadłam z samochodu, albo raczej wypadłam z niego w ostatniej chwili łapiąc równowagę. Nie byłam pewna, czy Liam nie chcę przypadkiem mnie dobić wycieczką pieszą po polach czy po prostu za późno powiedziałam mu o zakwasach. Gdy udało mi się wysilić najmniejszy uśmiech świata, ruszyłam do chłopaka i patrząc na niego z udawaną radością, ruszyliśmy przed siebie.
Pogoda była idealna, niewielkie chmury leniwie płynęły po niebie, było gorąco ale lekki wiatr poprawiał całą sytuację. Niektórzy pewnie powiedzieliby : "Żyć nie umierać". Cóż ja byłam innego zdania, umierałam, było mi gorąco mimo wiatru, nogi bolały coraz bardziej i byłam pewna, że jutro na bank nie wstanę z łóżka. Mimo wszystko szłam ramię w ramię z Liam'em nie narzekając. Czy już należy mi się medal?
- Liam, nie chcę narzekać, ale daleko jeszcze?
- W sumie to już tu.
Staliśmy na szczycie największego pagórka, pod gigantycznym drzewem na którym zawieszona była huśtawka z opony. W cieniu drzewa rozłożony był koc z rozłożonym jedzeniem i piciem. Gdy zobaczyłam starania Liam'a, całe negatywne emocje opuściły moje ciało w jednej chwili. Nawet nogi przestały boleć. Brązowooki gestem ręki zaprosił mnie na koc. Nie zastanawiałam się długo i zajęłam miejsce. Liam usiadł obok mnie.
- Ładnie tu.
- To kawałek mojego dzieciństwa. Przyjeżdżałem tu z rodzicami w każdą niedzielę. Mama szykowała piknik a ja z tatą kopaliśmy piłkę. Nie wiem nawet kiedy to wszystko się skończyło, ale przyjeżdżam tu sam i też jest ciekawie.
- Przyprowadzałeś tu inne dziewczyny?
- Jednej chciałem się oświadczyć - wzruszył ramionami
- Co?!
- Normalnie, ale uznałem że ślub w wieku dziesięciu lat to jednak nie jest moje marzenie - zaśmiał się na to wspomnienie, a później z wyrazu mojej miny.
Uderzyłam go pięścią w bark, ale sama też zaczęłam się śmiać. Liam opowiedział mi tą historię a ja nie mogłam przestać się śmiać. Wyobrażanie sobie małego Liam'a z cukierkowym pierścionkiem zaręczynowym, bardzo mnie bawił. Chłopak miał już chyba dość nabijania się z niego, bo starał się mnie uciszyć jedzeniem. Po kolejnej próbie, uległam i skusiłam się na czekoladowe muffiny.
- A więc, Nancy. Ja się nagadałem.
- Ale ja nie wiem co mam mówić. - zakrztusiłam się kawałkiem muffina, który szybko popiłam oranżadą.
Prawda, Liam otworzył się przede mną, zabrał mnie do miejsca, które znaczy dla niego bardzo wiele, opowiedział mi o swoich rodzicach, oraz wyjawił tajemnice, które skrywał w sobie parę lat, a to ponoć był dopiero początek. Znaliśmy się cztery tygodnie a ta znajomość zaczęła się przypadkowo. Chyba żadne z nas nie wiedziało jak to się może potoczyć.
Popatrzyłam na chłopaka, jakby był moją ostatnią deską ratunku. Jednak on patrzył na mnie z wyczekiwaniem, przez co miałam jeszcze większy chaos w głowie niż chwilę temu. Westchnęłam z porażką.
- A więc, jak wiesz nie mam mamy. Mieszkam z tatą, a w sierpniu ponownie będzie brał ślub. Niedługo, bo za jakieś dwa tygodnie, wraca Katy i Zayn. Potem zniknę na tydzień z bratem, abyśmy mogli się poznać i dogadać przed ślubem. Wiesz wszystko. - Wzruszyłam ramionami.
- Nie. Nie wiem jak się czujesz, nie wiem o tobie nic co by pomogło mi cię rozgryźć. Nie wiem jakie zabawy miałaś w dzieciństwie, nie wiem czy masz blizny od jazdy na rowerze, czy biegałaś po drzewach czy może starałaś się nie ubrudzić nowej sukienki. Nie potrzebuję informacji o twojej rodzinie tylko o tobie, Nancy. To ty mnie zaintrygowałaś, a nie Zayn czy Katy albo twój tata. Ciągle wymijasz rozmowy na swój temat tym co dzieje się w domu. A co dzieje się w twojej głowie?
Liam patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, jego przemowa dała mi do myślenia, jednak zamiast się odezwać odwróciłam wzrok i zaczęłam skubać trawę. Jak miałam powiedzieć o swoich myślach skoro one były chaotyczne i sama nie umiałam ich ogarnąć. Mimo wszystko zaczęłam mówić wpatrując się w dal.
-Dzieciństwo miałam dobre, chociaż po zniknięciu mamy z życia przestałam się cieszyć i za szybko dorosłam. Później zaczęła się moja choroba, ale się nie poddałam. Życie jakoś samo się toczyło, dostałam Marry i radość tak jakoś sama wróciła. A co do biegania po drzewach, to nigdy nawet nie próbowałam, rodzice bali się, że sobie coś połamię i starali się mnie wychować na damę. Jednak to im się nie udawało podczas deszczu, gdy wybiegałam w za dużych kaloszach i wskakiwałam w każdą kałużę.
Gdy skończyłam monolog, wyrwałam się od wspomnień i spojrzałam na chłopaka, który uśmiechał się bardziej niż zwykle. Ja również przejęłam jego radość i momentalnie się uśmiechnęłam. Byłam dumna z siebie, że wreszcie otworzyłam się przed Liam'em i powiedziałam mu rzeczy błahe a jednak tak ważne w moim życiu.
Do późnego popołudnia siedzieliśmy na kocu wgapiając się w chmury, rozmawiając albo huśtając się na oponie. Nasze śmiechy roznosiły się echem po polach, ale mogliśmy krzyczeć ile nam się podobało, byliśmy sami i szczęśliwi.
- Chyba będziemy się zbierać Nan.
- Chyba tak.
***
- Jeszcze raz dziękuję za ten dzień.
- Nie ma za co. To była przyjemność. Wiesz w końcu twój brat mi Ciebie zabierze na tydzień.
- Nie przypominaj.
Wysiadłam z samochodu, ostatni raz żegnając się z Liam'em. Naprawdę cieszyłam się tym dniem, jeszcze nigdy nie spędzałam tak długo czasu z chłopakiem a już na pewno się z nim nie przyjaźniłam. Ale kto by przypuszczał, że moim jedynym przyjacielem będzie brązowooki Liam Payne, chłopak o głębokim głosie od którego dostaje się przyjemnych dreszczy, chłopak z tatuażami na ramionach i szyi oraz kolczyku w brwi. Chłopak który, nie myśli wyłącznie o sobie i troszczy się o mnie potajemnie. Chłopak który wygląda jak bandyta a tak naprawdę jest aniołem. Moim aniołem. Mogę to z dumą powiedzieć. Kocham go może jak przyjaciela, jak brata, albo kogoś więcej, kto wie. Jestem jedynie pewna że darze go uczuciem silnym i Liam takim samym darzy mnie. To jak na siebie patrzymy i rozmawiamy to jest więź niezwykła, rozpoznanie każdego gestu, czy nawet tonu głosu i od razu wiadomo jak ta druga osoba się czuje. To prawdziwa przyjaźń.
- Nancy pozwól proszę na chwilę.
Weszłam do gabinetu taty, siadając naprzeciwko niego. Z uwagą przyglądałam się jego minie. Widziałam że walczy sam ze sobą, nie wiedział jak zacząć, albo od czego zacząć ponieważ unikał mojego wzroku.
- Co jest tato?
- Ten Liam...
- Co z nim?
- Chciałbym, abyś ograniczyła kontakt z nim do minimum.
- Dlaczego?! - wrzasnęłam piskliwie i wstałam na równe nogi.
- Nie wygląda jak towarzystwo dla ciebie. Spędzasz z nim całe dnie, rozumiem że się przyjaźnicie. - ostatnie słowo zaakcentował, ale można było wyczuć pogardę w jego głosie. - wiesz coś o nim?
- Wiem więcej niż ci się wydaję!
- Nie podnoś na mnie głosu - uderzył pięścią w biurko a ja natychmiast zamilkłam a do moich oczy zaczęły napływać łzy. - nie chcę żebyś widywała się z nim tak często to tyle, a wasze spotkania mogą się odbywać jedynie w naszym domu pod moją obecnością.
Chciałam coś powiedzieć, rzucić tekstem o przyjaźni i prywatności. Tata nie może mi zabronić spotykania się z Liam'em, fakt że spędzam z nim sporo czasu niczego nie oznacza. O to chodzi w przyjaźni, żeby się spotykać, rozmawiać i wspierać wzajemnie. I mam to wszystko zostawić, bo tata uważa ze to nie jest odpowiedni chłopak?
- Ale tato..
- Żadnego ale. Jeśli mi się sprzeciwisz, osobiście z nim porozmawiam. A teraz do pokoju.
Zacisnęłam dłonie w pięści pozwalając aby pojedyncza łza słynęła po moim policzku zostawiając na nim słoną strużkę. Wychodząc z gabinetu trzasnęłam drzwiami nie zwracając już uwago na słowa ojca. W tym momencie stracił szacunek jakim go darzyłam. Osoba, która zawsze mi mówiła, że nie powinno się oceniać ludzi po wyglądzie, właśnie to robiła. Ocenił Liam'a z góry, nie zamieniając z nim ani jednego słowa. Rzuciłam się z płaczem na łóżko, czułam się oszukana i zdradzona. Oparłam brodę na poduszce, zastanawiałam się w czym Liam zawinił, albo w czym ja zawiniłam. Cały czas uważałam, że jest pięknie i kolorowo.
Wstałam z łóżka, zamknęłam drzwi a klucz schowałam do kieszeni spodni. W łazience doprowadziłam się d normalnego stanu, chociaż nijak nie mogłam pozbyć się napuchniętych i czerwonych oczu. Otworzyłam szeroko drzwi na balkon a chłodniejszy wiatr rozwiał moje włosy oraz zasłony. Ostatni raz spojrzałam na drzwi a później na zdjęcie mamy. Wychyliłam się przez balustradę, nie miałam daleko do ziemi, ale skok z drugiego piętra to jednak rzecz godna idioty. Przerzuciłam nogi przez balustradę i trzymając się jej kurczowo wpatrywałam się w dół. Obmyślałam jak mogę dostać się do garażu. Gdybym dosięgła stopą parapetu okna z pokoju obok mogłabym wtedy skoczyć na daszek a z niego na ziemię. Starałam się podejść jak najbliżej, gdy jedna stopa osunęła mi się a ja z piskiem czułam jak jedynie ręce trzymają się barierki, bo całą reszta wisiała dwa piętra nad ziemią. Serce biło mi szybciej niż normalnie, a spocone ręce powoli ześlizgiwały się z barierki. Zebrałam w sobie resztę energii i siły i starałam się podciągnąć. Nogi ciągle mi się ślizgały, ale wreszcie udał mi się znaleźć punkt zaczepienia. Nie minęła chwila, a znalazłam się na parapecie przytulając się do okna. Musiałam uspokoić szalejące serce i oddech. Powoli się wyciszałam, ale ręce dalej drżały od wspomnienia. Nie chcąc tracić więcej czasu wskoczyłam na daszek a później na ziemię tym samym robić koślawego fikołka. Wylądowałam plackiem na trawię, plując kilkoma źdźbłami. Wstałam i otrzepałam się z trawy, omijając okna przekradłam się do garażu, który na moje szczęście był otwarty. Wsiadłam do pierwszego lepszego i wyjechałam z posiadłości. W duchu dziękowałam, ż gabinet taty znajdował się po drugiej stronie domu i nawet gdyby chciał, nie zauważył by że ktoś wyjechał z placu.
Miałam teraz tylko jeden cel. Pojechać do Liam'a i nie zwracać uwagi na to co powie tata.
- Nie ma za co. To była przyjemność. Wiesz w końcu twój brat mi Ciebie zabierze na tydzień.
- Nie przypominaj.
Wysiadłam z samochodu, ostatni raz żegnając się z Liam'em. Naprawdę cieszyłam się tym dniem, jeszcze nigdy nie spędzałam tak długo czasu z chłopakiem a już na pewno się z nim nie przyjaźniłam. Ale kto by przypuszczał, że moim jedynym przyjacielem będzie brązowooki Liam Payne, chłopak o głębokim głosie od którego dostaje się przyjemnych dreszczy, chłopak z tatuażami na ramionach i szyi oraz kolczyku w brwi. Chłopak który, nie myśli wyłącznie o sobie i troszczy się o mnie potajemnie. Chłopak który wygląda jak bandyta a tak naprawdę jest aniołem. Moim aniołem. Mogę to z dumą powiedzieć. Kocham go może jak przyjaciela, jak brata, albo kogoś więcej, kto wie. Jestem jedynie pewna że darze go uczuciem silnym i Liam takim samym darzy mnie. To jak na siebie patrzymy i rozmawiamy to jest więź niezwykła, rozpoznanie każdego gestu, czy nawet tonu głosu i od razu wiadomo jak ta druga osoba się czuje. To prawdziwa przyjaźń.
- Nancy pozwól proszę na chwilę.
Weszłam do gabinetu taty, siadając naprzeciwko niego. Z uwagą przyglądałam się jego minie. Widziałam że walczy sam ze sobą, nie wiedział jak zacząć, albo od czego zacząć ponieważ unikał mojego wzroku.
- Co jest tato?
- Ten Liam...
- Co z nim?
- Chciałbym, abyś ograniczyła kontakt z nim do minimum.
- Dlaczego?! - wrzasnęłam piskliwie i wstałam na równe nogi.
- Nie wygląda jak towarzystwo dla ciebie. Spędzasz z nim całe dnie, rozumiem że się przyjaźnicie. - ostatnie słowo zaakcentował, ale można było wyczuć pogardę w jego głosie. - wiesz coś o nim?
- Wiem więcej niż ci się wydaję!
- Nie podnoś na mnie głosu - uderzył pięścią w biurko a ja natychmiast zamilkłam a do moich oczy zaczęły napływać łzy. - nie chcę żebyś widywała się z nim tak często to tyle, a wasze spotkania mogą się odbywać jedynie w naszym domu pod moją obecnością.
Chciałam coś powiedzieć, rzucić tekstem o przyjaźni i prywatności. Tata nie może mi zabronić spotykania się z Liam'em, fakt że spędzam z nim sporo czasu niczego nie oznacza. O to chodzi w przyjaźni, żeby się spotykać, rozmawiać i wspierać wzajemnie. I mam to wszystko zostawić, bo tata uważa ze to nie jest odpowiedni chłopak?
- Ale tato..
- Żadnego ale. Jeśli mi się sprzeciwisz, osobiście z nim porozmawiam. A teraz do pokoju.
Zacisnęłam dłonie w pięści pozwalając aby pojedyncza łza słynęła po moim policzku zostawiając na nim słoną strużkę. Wychodząc z gabinetu trzasnęłam drzwiami nie zwracając już uwago na słowa ojca. W tym momencie stracił szacunek jakim go darzyłam. Osoba, która zawsze mi mówiła, że nie powinno się oceniać ludzi po wyglądzie, właśnie to robiła. Ocenił Liam'a z góry, nie zamieniając z nim ani jednego słowa. Rzuciłam się z płaczem na łóżko, czułam się oszukana i zdradzona. Oparłam brodę na poduszce, zastanawiałam się w czym Liam zawinił, albo w czym ja zawiniłam. Cały czas uważałam, że jest pięknie i kolorowo.
Wstałam z łóżka, zamknęłam drzwi a klucz schowałam do kieszeni spodni. W łazience doprowadziłam się d normalnego stanu, chociaż nijak nie mogłam pozbyć się napuchniętych i czerwonych oczu. Otworzyłam szeroko drzwi na balkon a chłodniejszy wiatr rozwiał moje włosy oraz zasłony. Ostatni raz spojrzałam na drzwi a później na zdjęcie mamy. Wychyliłam się przez balustradę, nie miałam daleko do ziemi, ale skok z drugiego piętra to jednak rzecz godna idioty. Przerzuciłam nogi przez balustradę i trzymając się jej kurczowo wpatrywałam się w dół. Obmyślałam jak mogę dostać się do garażu. Gdybym dosięgła stopą parapetu okna z pokoju obok mogłabym wtedy skoczyć na daszek a z niego na ziemię. Starałam się podejść jak najbliżej, gdy jedna stopa osunęła mi się a ja z piskiem czułam jak jedynie ręce trzymają się barierki, bo całą reszta wisiała dwa piętra nad ziemią. Serce biło mi szybciej niż normalnie, a spocone ręce powoli ześlizgiwały się z barierki. Zebrałam w sobie resztę energii i siły i starałam się podciągnąć. Nogi ciągle mi się ślizgały, ale wreszcie udał mi się znaleźć punkt zaczepienia. Nie minęła chwila, a znalazłam się na parapecie przytulając się do okna. Musiałam uspokoić szalejące serce i oddech. Powoli się wyciszałam, ale ręce dalej drżały od wspomnienia. Nie chcąc tracić więcej czasu wskoczyłam na daszek a później na ziemię tym samym robić koślawego fikołka. Wylądowałam plackiem na trawię, plując kilkoma źdźbłami. Wstałam i otrzepałam się z trawy, omijając okna przekradłam się do garażu, który na moje szczęście był otwarty. Wsiadłam do pierwszego lepszego i wyjechałam z posiadłości. W duchu dziękowałam, ż gabinet taty znajdował się po drugiej stronie domu i nawet gdyby chciał, nie zauważył by że ktoś wyjechał z placu.
Miałam teraz tylko jeden cel. Pojechać do Liam'a i nie zwracać uwagi na to co powie tata.
~*~
OGŁOSZENIA PARAFIALNEEE !
Trochę przyspieszyłam całą akcję, ponieważ wiem że chcecie aby Zen już wrócił. Postawiłam w złym świetle Jack'a, ale chyba mi to wybaczycie.
Ponoć 13 jest pechowa, ale moja może będzie szczęśliwa :)
Bez owijania w bawełnę, rozdział jest, chciałam żeby był dłuższy, ale pewnie i tak mi nie wyszło. Nie jestem pewna czy nie zmienił się mój styl pisania. Oglądam ostatnio dużo anime i bajek z JETIX'A więc wiecie. To małe dziecko się we mnie odezwało ;-;
Chciałabym podziękować za te komentarze oraz za to że wzięłyście sobie moje słowa do serca i podajecie imię lub nazwę z tt. Ale robicie to jedynie wtedy, gdy napiszę o tym notkę. A uwierzcie mi, że to jest nudne, pod każdym postem pisać ile ma być komentarzy :)
Jedna osoba jest już przeze mnie obserwowana oraz przeprowadziłyśmy krótką rozmowę ;) Więc chyba warto co? :)
A więc mój TWITTER a resztę kont możecie znaleźć u góry po lewej stronie :)
Zapraszam również to wypełnienia ankiety na samej górze :*
Jeśli czegoś nie napisałam, to przypomnijcie mi w komentarzu.
Trochę przyspieszyłam całą akcję, ponieważ wiem że chcecie aby Zen już wrócił. Postawiłam w złym świetle Jack'a, ale chyba mi to wybaczycie.
Ponoć 13 jest pechowa, ale moja może będzie szczęśliwa :)
Bez owijania w bawełnę, rozdział jest, chciałam żeby był dłuższy, ale pewnie i tak mi nie wyszło. Nie jestem pewna czy nie zmienił się mój styl pisania. Oglądam ostatnio dużo anime i bajek z JETIX'A więc wiecie. To małe dziecko się we mnie odezwało ;-;
Chciałabym podziękować za te komentarze oraz za to że wzięłyście sobie moje słowa do serca i podajecie imię lub nazwę z tt. Ale robicie to jedynie wtedy, gdy napiszę o tym notkę. A uwierzcie mi, że to jest nudne, pod każdym postem pisać ile ma być komentarzy :)
Złota zasada CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Jedna osoba jest już przeze mnie obserwowana oraz przeprowadziłyśmy krótką rozmowę ;) Więc chyba warto co? :)
A więc mój TWITTER a resztę kont możecie znaleźć u góry po lewej stronie :)
Zapraszam również to wypełnienia ankiety na samej górze :*
Jeśli czegoś nie napisałam, to przypomnijcie mi w komentarzu.
Ach ta Nancy, jaka niegrzeczna :D
OdpowiedzUsuńAle jej tata jest chory, nie dość, że Nancy ma jednego przyjaciela, to jeszcze chce ograniczyć jej kontakty z nim do minimum...
Ale nie mogę się doczekać powrotu Zayna i ich wyjazdu *.* Może być i na pewno będzie ciekawie ^_^
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3
Pewnie nie dodasz już żadnego rozdziału do środy, więc chcę ci życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT!!! <3
AAAA boskie :) Nie mogę się doczekac :)) To napięcie, nie mogę po prostu wytrzymac od początku wierze że będzie z Liamem :D A tu kurde jej ojciec z czymś takim wyskakuje ;c
OdpowiedzUsuńJakby co to ja ;33 Dominika :D
Niech Zayn juz wraca bez niego to jest takie sobie, w sensie historia. Zla coreczka tatusia spoko. Wspulczuje jej wiem jak to jest siedziec tyle w siodle. Czekam na next. Nie moge sie doczekac<3~WeRa
OdpowiedzUsuńWszyscy współczują Nancy decyzji ojca, a ja tam się cieszę xD No przecież ona ma być z Zaynem, a nie z Liamem ;_; Ona o nim opowiadała jakby była w nim zakochana po uszy :/ Chociaż..! A co jak ona pojedzie do Payne'a i będą sie całować, czy Bóg wie co, robić?! Cholera. O tym nie pomyślałam. Ale trudno. Malik i tak zaraz wkroczy do akcji i będzie świetnie :D Nie umiem doczekać się następnego. Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! <3 xx
OdpowiedzUsuńNo no no zaskoczył mnie tatuś ;) ale mnie Nancy zaskoczyła ;D
OdpowiedzUsuńCo do calosci to jak zawsze cudnie tlko nadal chce żeby Malik już przyjechał :D
Do nn i pozdrawiam
Cudowny rozdział ! , strasznie się cieszę ,że za niedługo pojawi się zayn bo oznacza to,że coraz bliżej ich wyjazd it's me it's me to ja dostałam follow!!!. pozdrawiam +wesołych świąt :D
OdpowiedzUsuńNiezle niespodziewalam sie takiego toku wydarzen :0 rozumiem Nacy i rozumiem ze tak postapila....czekam na next :)
OdpowiedzUsuńWoW .... Rozdział genialny. Tak samo jak całą reszta nie mogę doczekać się powrotu Zayna i Katy :) Czekam na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńMój twitter: @olka12024
P.S. Wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku :)
Intrygująca historię, dopiero "wpadłam " na Twojego Bloga , więc co do fabuły nie bardzo mogę się wypowiadać. Jednakże , ta historia niby znana jest w pewien sposób intrygująca. Masz niezłe pióro....Czyta się miło twoją notkę...Ogółem Fajna notka.
OdpowiedzUsuńPowodzenia i Pozdrawiam
Super blog!! Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńrozdział świetny (wyszedł idealnie ;) ) nie mogę się doczekać aż Zayn powróci i pojadą do tego domku, oj będzie się działo xD ,z niecierpliwością czekam na next :*
OdpowiedzUsuńŚwietne. Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńSwietny rozdział<3 czrkam na nn i zapraszam do siebie: http://SJstory5sosFF.blogspot.com/?m=1 :)
OdpowiedzUsuńJa chce kolejny :(
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie! :)
Zajebisty ;) czekam na następny :D życzę weny :) i czekam na Zayna <3
OdpowiedzUsuńMarycha XD