niedziela, 21 grudnia 2014

Zakazany Owoc cz. 13

Pot dosłownie ściekał po mojej twarzy. Od ósmej rano trenowałam z Marry do zawodów, które będą dopiero za miesiąc. Tata jednak nie chce odpuścić stara się pomóc mi w każdy sposób, jednak lekcję w jego wydaniu nie są tak przyjemnie jak się wydaje...
- Nancy! Postaraj się trochę.
- Jestem zmęczona. Już cztery godziny siedzę w siodle.
- Jeszcze jedna runka i koniec.
Wciągnęłam raptownie powietrze po czym wypuściłam je ze świstem. Nakierowałam Marry na przeszkody i starałam się nie myśleć o bolących mięśniach brzucha i nóg. Wiedziałam nawet, że klacz również jest zmęczona, jej tępo powoli traciło na sile, często ciągała za sobą nogi przez co strącała więcej przeszkód niż powinna.
Ostatnia rundka nie była taka zła, za to strasznie się dłużyła. Gdy pokonałyśmy ostatnią przeszkodę, jak najszybciej zsiadłam z grzbietu Marry.
Moje nogi były jak z waty, miałam wrażenie, że moje kości i mięśnie wyparowały i pozostawiły jedynie wiotką skórę. Poklepałam klacz i szeptałam do jej ucha "dałaś radę, Maleńka". Zabrałam konia do boksu i chwilę jej się przyglądałam, wielkie brązowe oczy wpatrywały się w głąb mojej duszy, wywołując szeroki uśmiech na mojej twarzy. Czułam jak Marry stara się mnie pocieszyć, więź między nami była niezwykła, ona nie powstała z dnia na dzień, pracowałam nad nią latami. Każdy kto mnie zna wie, ile ten koń dla mnie znaczy. Ostatni raz przejechałam dłonią po jej szyi i wyszłam ze stajni.

***

- Liam, nie jestem pewna. - klapnęłam na łóżko, trzymając w dłoni telefon. - cztery godziny spędziłam w siodle, nie wiem jak tego dokonałam. A ty chcesz mnie zabrać na wycieczkę?
- Będzie fajnie. Nie zmęczysz się za bardzo. Obiecuję.
- Nie jestem pewna..
- Czyżbyś tchórzyła? - zaśmiał się.
Raptownie wstałam i zaśmiałam się pod nosem. Może i jestem zmęczona, ale nikt nie będzie mi wmawiał, iż jestem tchórzem. Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na zegar.
- Bądź za godzinę. Muszę się umyć i przebrać. Jakieś rady?
- Ubierz coś wygodnego.
- Coś jeszcze?
- O resztę zadbam ja.
Rozłączył się bez słowa pożegnania, jednak ciągle słychać było rozbawienie w jego głosie. Rzuciłam telefon na łóżko i poszłam się umyć. Kleiłam się od potu i pyłu ze stajni, a to mimo wszystko było nieprzyjemne uczucie. Gdy byłam gotowa, szybko ubrała stare dżinsy oraz spraną koszulę i zwykłą bokserkę. Nie wiedziałam jakie buty będą najwygodniejsze, bo jako kobieta, miałam ich sporo. Od szpilek po trampki przez baleriny, sandały i inne buty. Chwyciłam czarne trampki znanej firmy i ruszyłam suszyć włosy. Ta czynność pochłonęła najwięcej czasu, bo mimo wszystko włosy schną długo nawet z pomocą suszarki. Gdy uwinęłam się w czterdzieści pięć minut, sprawdziłam telefon, jak na razie zero wiadomości od Liam'a. Podeszłam do komody, chwyciłam frotkę i związałam włosy w koński ogon, aby mi nie przeszkadzały. Chyba z przyzwyczajenia przejechałam dłonią po fotografii przedstawiającą moją mamę. Rozmyślenia przerwał mi dźwięk sms'a.

"Wyjdź już"

Zabrałam ostatnie potrzebne mi rzeczy i mimo wciąż lekko odczuwalnego bólu w nogach, rzuciłam się biegiem w stronę drzwi, wcześniej zahaczając o biuro taty i informując go o wszystkim szczegółowo, ale na temat. Zamknęłam za sobą drzwi, a Liam oparty stał przed samochodem.
- Gotowa?
Kiwnęłam tylko głową na zgodę, otworzył mi drzwi od strony pasażera po czym wślizgnęłam się do czarnego jeepa compass jeśli dobrze rozpoznałam. Jako że to duży samochód, miałam niemały problem, na szczęście Liam nic nie zauważył i nie musiał mnie ratować. Trzasnęłam drzwiami, a chłopak już pojawił się na miejscu kierowcy. Zapięłam pasy, wbiłam się w fotel i zacisnęłam dłonie na kolanach, czekając na ruch kolegi. Liam odpalił samochód, zapiął pas bezpieczeństwa, włączył radio i piosenka Blink 182 - All The Small Thing rozbrzmiała wewnątrz pojazdu, ruszyliśmy z pierwszą nutą melodii. W ciągu kilkunastu minut nikt się nie odzywał, ja jedynie oglądałam migający świat za szybą. Czułam się dziwnie, a zakwasy powoli się odzywały, bo gdy wykonywałam gwałtowny ruch od razu go żałowałam.
- Zakwasy?
Kiwnęłam głową i spojrzałam na kolegę. Uśmiechnął się tylko ze współczuciem i ponownie skupił się na drodze. Wiedziałam, że ta wycieczka to zły pomysł i gdybym mogła broniłabym się przed nią nogami i rękoma, ale skoro siedzę już w samochodzie i jestem w drodze, to się nie poddam bólowi i będę starała się dobrze bawić. Chyba, że moje mięśnie w połowie postanowią mnie zostawić i wyląduję twarzą na ziemi. Zawsze może być taka opcja. Prawda?
-Jesteśmy.
-Co?
-No, jesteśmy na miejscu.
Rozejrzałam się dookoła. Po prawej pagórki, po lewej pagórki. Świetnie. Wysiadłam z samochodu, albo raczej wypadłam z niego w ostatniej chwili łapiąc równowagę. Nie byłam pewna, czy Liam nie chcę przypadkiem mnie dobić wycieczką pieszą po polach czy po prostu za późno powiedziałam mu o zakwasach. Gdy udało mi się wysilić najmniejszy uśmiech świata, ruszyłam do chłopaka i patrząc na niego z udawaną radością, ruszyliśmy przed siebie.
Pogoda była idealna, niewielkie chmury leniwie płynęły po niebie, było gorąco ale lekki wiatr poprawiał całą sytuację. Niektórzy pewnie powiedzieliby : "Żyć nie umierać". Cóż ja byłam innego zdania, umierałam, było mi gorąco mimo wiatru, nogi bolały coraz bardziej i byłam pewna, że jutro na bank nie wstanę z łóżka. Mimo wszystko szłam ramię w ramię z Liam'em nie narzekając. Czy już należy mi się medal?
- Liam, nie chcę narzekać, ale daleko jeszcze?
- W sumie to już tu.
Staliśmy na szczycie największego pagórka, pod gigantycznym drzewem na którym zawieszona była huśtawka z opony. W cieniu drzewa rozłożony był koc z rozłożonym jedzeniem i piciem. Gdy zobaczyłam starania Liam'a, całe negatywne emocje opuściły moje ciało w jednej chwili. Nawet nogi przestały boleć. Brązowooki gestem ręki zaprosił mnie na koc. Nie zastanawiałam się długo i zajęłam miejsce. Liam usiadł obok mnie.
- Ładnie tu.
- To kawałek mojego dzieciństwa. Przyjeżdżałem tu z rodzicami w każdą niedzielę. Mama szykowała piknik a ja z tatą kopaliśmy piłkę. Nie wiem nawet kiedy to wszystko się skończyło, ale przyjeżdżam tu sam i też jest ciekawie.
- Przyprowadzałeś tu inne dziewczyny?
- Jednej chciałem się oświadczyć - wzruszył ramionami
- Co?!
- Normalnie, ale uznałem że ślub w wieku dziesięciu lat to jednak nie jest moje marzenie - zaśmiał się na to wspomnienie, a później z wyrazu mojej miny.
Uderzyłam go pięścią w bark, ale sama też zaczęłam się śmiać. Liam opowiedział mi tą historię a ja nie mogłam przestać się śmiać. Wyobrażanie sobie małego Liam'a z cukierkowym pierścionkiem zaręczynowym, bardzo mnie bawił. Chłopak miał już chyba dość nabijania się z niego, bo starał się mnie uciszyć jedzeniem. Po kolejnej próbie, uległam i skusiłam się na czekoladowe muffiny.
- A więc, Nancy. Ja się nagadałem.
- Ale ja nie wiem co mam mówić. - zakrztusiłam się kawałkiem muffina, który szybko popiłam oranżadą.
Prawda, Liam otworzył się przede mną, zabrał mnie do miejsca, które znaczy dla niego bardzo wiele, opowiedział mi o swoich rodzicach, oraz wyjawił tajemnice, które skrywał w sobie parę lat, a to ponoć był dopiero początek. Znaliśmy się cztery tygodnie a ta znajomość zaczęła się przypadkowo. Chyba żadne z nas nie wiedziało jak to się może potoczyć.
Popatrzyłam na chłopaka, jakby był moją ostatnią deską ratunku. Jednak on patrzył na mnie z wyczekiwaniem, przez co miałam jeszcze większy chaos w głowie niż chwilę temu. Westchnęłam z porażką.
- A więc, jak wiesz nie mam mamy. Mieszkam z tatą, a w sierpniu ponownie będzie brał ślub. Niedługo, bo za jakieś dwa tygodnie, wraca Katy i Zayn. Potem zniknę na tydzień z bratem, abyśmy mogli się poznać i dogadać przed ślubem. Wiesz wszystko. - Wzruszyłam ramionami.
- Nie. Nie wiem jak się czujesz, nie wiem o tobie nic co by pomogło mi cię rozgryźć. Nie wiem jakie zabawy miałaś w dzieciństwie, nie wiem czy masz blizny od jazdy na rowerze, czy biegałaś po drzewach czy może starałaś się nie ubrudzić nowej sukienki. Nie potrzebuję informacji o twojej rodzinie tylko o tobie, Nancy. To ty mnie zaintrygowałaś, a nie Zayn czy Katy albo twój tata. Ciągle wymijasz rozmowy na swój temat tym co dzieje się w domu. A co dzieje się w twojej głowie?
Liam patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, jego przemowa dała mi do myślenia, jednak zamiast się odezwać odwróciłam wzrok i zaczęłam skubać trawę. Jak miałam powiedzieć o swoich myślach skoro one były chaotyczne i sama nie umiałam ich ogarnąć. Mimo wszystko zaczęłam mówić wpatrując się w dal.
-Dzieciństwo miałam dobre, chociaż po zniknięciu mamy z życia przestałam się cieszyć i za szybko dorosłam. Później zaczęła się moja choroba, ale się nie poddałam. Życie jakoś samo się toczyło, dostałam Marry i radość tak jakoś sama wróciła. A co do biegania po drzewach, to nigdy nawet nie próbowałam, rodzice bali się, że sobie coś połamię i starali się mnie wychować na damę. Jednak to im się nie udawało podczas deszczu, gdy wybiegałam w za dużych kaloszach i wskakiwałam w każdą kałużę.
Gdy skończyłam monolog, wyrwałam się od wspomnień i spojrzałam na chłopaka, który uśmiechał się bardziej niż zwykle. Ja również przejęłam jego radość i momentalnie się uśmiechnęłam. Byłam dumna z siebie, że wreszcie otworzyłam się przed Liam'em i powiedziałam mu rzeczy błahe a jednak tak ważne w moim życiu.
Do późnego popołudnia siedzieliśmy na kocu wgapiając się w chmury, rozmawiając albo huśtając się na oponie. Nasze śmiechy roznosiły się echem po polach, ale mogliśmy krzyczeć ile nam się podobało, byliśmy sami i szczęśliwi.
- Chyba będziemy się zbierać Nan.
- Chyba tak.

***
- Jeszcze raz dziękuję za ten dzień.
- Nie ma za co. To była przyjemność. Wiesz w końcu twój brat mi Ciebie zabierze na tydzień.
- Nie przypominaj.
Wysiadłam z samochodu, ostatni raz żegnając się z Liam'em. Naprawdę cieszyłam się tym dniem, jeszcze nigdy nie spędzałam tak długo czasu z chłopakiem a już na pewno się z nim nie przyjaźniłam. Ale kto by przypuszczał, że moim jedynym przyjacielem będzie brązowooki Liam Payne, chłopak o głębokim głosie od którego dostaje się przyjemnych dreszczy, chłopak z tatuażami na ramionach i szyi oraz kolczyku w brwi. Chłopak który, nie myśli wyłącznie o sobie i troszczy się o mnie potajemnie. Chłopak który wygląda jak bandyta a tak naprawdę jest aniołem. Moim aniołem. Mogę to z dumą powiedzieć. Kocham go może jak przyjaciela, jak brata, albo kogoś więcej, kto wie. Jestem jedynie pewna że darze go uczuciem silnym i Liam takim samym darzy mnie. To jak na siebie patrzymy i rozmawiamy to jest więź niezwykła, rozpoznanie każdego gestu, czy nawet tonu głosu i od razu wiadomo jak ta druga osoba się czuje. To prawdziwa przyjaźń.
- Nancy pozwól proszę na chwilę.
Weszłam do gabinetu taty, siadając naprzeciwko niego. Z uwagą przyglądałam się jego minie. Widziałam że walczy sam ze sobą, nie wiedział jak zacząć, albo od czego zacząć ponieważ unikał mojego wzroku.
- Co jest tato?
- Ten Liam...
- Co z nim?
- Chciałbym, abyś ograniczyła kontakt z nim do minimum.
- Dlaczego?! - wrzasnęłam piskliwie i wstałam na równe nogi.
- Nie wygląda jak towarzystwo dla ciebie. Spędzasz z nim całe dnie, rozumiem że się przyjaźnicie. - ostatnie słowo zaakcentował, ale można było wyczuć pogardę w jego głosie. - wiesz coś o nim?
- Wiem więcej niż ci się wydaję!
- Nie podnoś na mnie głosu - uderzył pięścią w biurko a ja natychmiast zamilkłam a do moich oczy zaczęły napływać łzy. - nie chcę żebyś widywała się z nim tak często to tyle, a wasze spotkania mogą się odbywać jedynie w naszym domu pod moją obecnością.
Chciałam coś powiedzieć, rzucić tekstem o przyjaźni i prywatności. Tata nie może mi zabronić spotykania się z Liam'em, fakt że spędzam z nim sporo czasu niczego nie oznacza. O to chodzi w przyjaźni, żeby się spotykać, rozmawiać i wspierać wzajemnie. I mam to wszystko zostawić, bo tata uważa ze to nie jest odpowiedni chłopak?
- Ale tato..
- Żadnego ale. Jeśli mi się sprzeciwisz, osobiście z nim porozmawiam. A teraz do pokoju.
Zacisnęłam dłonie w pięści pozwalając aby pojedyncza łza słynęła po moim policzku zostawiając na nim słoną strużkę. Wychodząc z gabinetu trzasnęłam drzwiami nie zwracając już uwago na słowa ojca. W tym momencie stracił szacunek jakim go darzyłam. Osoba, która zawsze mi mówiła, że nie powinno się oceniać ludzi po wyglądzie, właśnie to robiła. Ocenił Liam'a z góry, nie zamieniając z nim ani jednego słowa. Rzuciłam się z płaczem na łóżko, czułam się oszukana i zdradzona. Oparłam brodę na poduszce, zastanawiałam się w czym Liam zawinił, albo w czym ja zawiniłam. Cały czas uważałam, że jest pięknie i kolorowo.
Wstałam z łóżka, zamknęłam drzwi a klucz schowałam do kieszeni spodni. W łazience doprowadziłam się d normalnego stanu, chociaż nijak nie mogłam pozbyć się napuchniętych i czerwonych oczu. Otworzyłam szeroko drzwi na balkon a chłodniejszy wiatr rozwiał moje włosy oraz zasłony. Ostatni raz spojrzałam na drzwi a później na zdjęcie mamy. Wychyliłam się przez balustradę, nie miałam daleko do ziemi, ale skok z drugiego piętra to jednak rzecz godna idioty. Przerzuciłam nogi przez balustradę i trzymając się jej kurczowo wpatrywałam się w dół. Obmyślałam jak mogę dostać się do garażu. Gdybym dosięgła stopą parapetu okna z pokoju obok mogłabym wtedy skoczyć na daszek a z niego na ziemię. Starałam się podejść jak najbliżej, gdy jedna stopa osunęła mi się a ja z piskiem czułam jak jedynie ręce trzymają się barierki, bo całą reszta wisiała dwa piętra nad ziemią. Serce biło mi szybciej niż normalnie, a spocone ręce powoli ześlizgiwały się z barierki. Zebrałam w sobie resztę energii i siły i starałam się podciągnąć. Nogi ciągle mi się ślizgały, ale wreszcie udał mi się znaleźć punkt zaczepienia. Nie minęła chwila, a znalazłam się na parapecie przytulając się do okna. Musiałam uspokoić szalejące serce i oddech. Powoli się wyciszałam, ale ręce dalej drżały od wspomnienia. Nie chcąc tracić więcej czasu wskoczyłam na daszek a później na ziemię tym samym robić koślawego fikołka. Wylądowałam plackiem na trawię, plując kilkoma źdźbłami. Wstałam i otrzepałam się z trawy, omijając okna przekradłam się do garażu, który na moje szczęście był otwarty. Wsiadłam do pierwszego lepszego i wyjechałam z posiadłości. W duchu dziękowałam, ż gabinet taty znajdował się po drugiej stronie domu i nawet gdyby chciał, nie zauważył by że ktoś wyjechał z placu.
Miałam teraz tylko jeden cel. Pojechać do Liam'a i nie zwracać uwagi na to co powie tata.

~*~
OGŁOSZENIA PARAFIALNEEE !
Trochę przyspieszyłam całą akcję, ponieważ wiem że chcecie aby Zen już wrócił. Postawiłam w złym świetle Jack'a, ale chyba mi to wybaczycie.
Ponoć 13 jest pechowa, ale moja może będzie szczęśliwa :)

Bez owijania w bawełnę, rozdział jest, chciałam żeby był dłuższy, ale pewnie i tak mi nie wyszło. Nie jestem pewna czy nie zmienił się mój styl pisania. Oglądam ostatnio dużo anime i bajek z JETIX'A więc wiecie. To małe dziecko się we mnie odezwało ;-;


Chciałabym podziękować za te komentarze oraz za to że wzięłyście sobie moje słowa do serca i podajecie imię lub nazwę z tt. Ale robicie to jedynie wtedy, gdy napiszę o tym notkę. A uwierzcie mi, że to jest nudne, pod każdym postem pisać ile ma być komentarzy :)

Złota zasada CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

Jedna osoba jest już przeze mnie obserwowana oraz przeprowadziłyśmy krótką rozmowę ;) Więc chyba warto co? :)

A więc mój TWITTER a resztę kont możecie znaleźć u góry po lewej stronie :)
Zapraszam również to wypełnienia ankiety na samej górze :* 

Jeśli czegoś nie napisałam, to przypomnijcie mi w komentarzu.


Pozdrawiam Kama :*

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Ważne

Z racji tego że ciągle zadajecie mi pytania "kiedy kolejny?" , "kiedy next?" itp. postanowiłam to wyjaśnić.
Na pewno nie będzie go w tym tygodniu gdyż, iż, ponieważ PRZYPOMINAM mieszkam w internacie 100km od domu! 
Na weekendy jestem, ale że czas wystawiać oceny semestralne, muszę nadrobić zaległości i poprawiać oceny, a co za tym idzie? Zero rozdziału do świąt.

Najlepszą nowiną jest chyba fakt, że mój laptop został naprawiony i mogę znowu zacząć na nim pisać, zapisać tam wszystkie pomysły oraz zacząć pisać nowe opowiadanie z udziałem 5 Seconds Of Summer, ale to swoją drogą ;) 

Zapraszam również na mojego TWITTERA, gdzie możecie śledzić moje poczynania oraz informacje na temat bloga :)

Pozdrawiam Kama :** 

niedziela, 30 listopada 2014

Zakazany Owoc cz. 12

W milczeniu słuchałam opowieści Liam'a o tym jak uciekał przed psem gdy był mniejszy, jak wspinał się na najwyższe drzewa aby zdobyć gruszki dla młodszych przyjaciół, jak często siedział na dachu i wpatrywał się w gwiazdy..
Według mnie jego dzieciństwo było ciekawe w porównaniu z moim. Ten chłopak był wychowany w innych warunkach, często jego życie nie było tak kolorowe jak opowiadał, było przepełnione smutkiem, bólem i nienawiścią. Prawdopodobnie te emocje są gdzieś w nim zakorzenione i czekają aby tylko wydostać się na zewnątrz.
Podkuliłam kolana i umieściłam na nich niewielką poduszkę, oparłam na niej brodę i z wielkimi oczami przysłuchiwałam się opowieścią chłopaka. Mówił o swoich uczuciach, emocjach, strasznej przeszłości z niewiarygodną swobodą. Moja buzia coraz szerzej się otwierała kształtując w literkę "O". Jego oczy często błyszczały, a czasami zachodziły mgłą i ciemniały.
- Może teraz ty coś powiesz?
Wpatrywał się we mnie oczyma o kolorze płynnej czekolady, a pióropusz rzęs idealnie z nimi kontrastował. Na moment zastygłam, musiałam przetworzyć słowa które przed chwilą wychwyciłam.
- Chyba nie umiałabym mówić z taką łatwością jak ty.
- Nic nie szkodzi. - Uśmiechnął się - poczekam aż będziesz gotowa. Nie mam zamiaru cię teraz płoszyć.
Na moje poliki wtargnął delikatny rumieniec, Liam był taki miły, przyjacielski i sympatyczny. A jego urok osobisty wykraczał poza skalę. Polubiłam go. Czułam, że mogę mu powierzyć każdy, nawet błahy sekret. Sprawiał, że uśmiechałam się mimowolnie.
- Będę się zbierał. Pora na mnie.
Zerknęłam na zegarek w kuchni. Godzina nie była taka późna, więc nie rozumiałam czemu już uciekał. Na mojej twarzy zawitał grymas, który znikną tak szybko jak się pojawił gdy Liam przybliżył się do mnie. Czułam ciepło bijące od jego ciała i perfumy które wypełniały niewielką przestrzeń między nami.
- Praca czeka. Kelner to nie wszystko. - Puścił mi oczko i wstał z kanapy.
Ukuł mnie brak jego obecności tak blisko. Wstałam i wolnymi krokami kierowałam się w stronę wyjścia.
- Dlaczego musisz już iść? - zaskomlałam - Możesz jeszcze zostać. - nalegałam
- Bardzo bym chciał, Nancy. Ale dzisiaj mam dużo pracy, a czynsz za dom sam się nie spłaci.
Brązowooki zaczął się już wycofywać. Zdesperowana złapałam go delikatnie za ramię, na prawdę nie chciałam żeby zniknął. Czułam się sama, podczas nieobecności innych. Mimo że mało dzisiaj mówiłam, byłam wdzięczna za jego towarzystwo. Chłopak posłał mi ciepły uśmiech, otoczył ramieniem i złożył lekko wyczuwalny pocałunek na moim czole.
Policzki piekły niemiłosiernie a serce biło sto razy szybciej. Ten miły gest wprawił mnie w osłupienie jak i przepełnił szczęściem od stóp do głów.
- Do zobaczenia.
Nie odpowiedziałam, nie wiedziałam co powiedzieć. Oparłam się o futrynę drzwi i przyglądałam jak Payne wsiada do furgonetki. Żwir zazgrzytał pod oponami a samochód opuścił podjazd.
Zamknęłam drzwi na patent. Opadłam bezsilnie w fotelu. W takich chwilach żałuję, że nie mam przyjaciółki do której mogłabym od razu zadzwonić i powiadomić ją o wszystkim. Za to wpatrywałam się w tarczę zegara i przyglądałam jak wskazówka ciągle kręci się w kółko. Monotonia w jaką wpadłam szybko mnie znudziła, nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.

***
Obudziłam się w swoim łóżku, zastanawiając się czy spotkanie z Liam'em przypadkiem mi się nie przyśniło. Chwyciłam mojego iphon'a, który wyświetlał kwadrans po dziewiętnastej. Usiadłam na łóżku i przypominałam sobie wszystko od początku. Uznałam, że tata po powrocie do domu zastał mnie śpiącą na fotelu i przyniósł do pokoju. Mimo swoich lat ciągle był w niezłej formię a moja waga nie utrudniała mu zadania. Nie ważę zbyt wiele jak na swój wiek, to ciągle pamiątka po moich problemach zdrowotnych gdy byłam młodsza. Postawiłam stopy na panelach i chwiejnym krokiem udałam się do gabinety taty.
- Dzień dobry, Księżniczko.
Tata zerknął na mnie znad dokumentów, które akurat wypełniał. Podeszłam do niego, przytuliłam i oparłam głowę o jego przyglądając się papierom. Drobny druczek jeszcze mi się rozmazywał, więc zrezygnowałam z jakiegokolwiek rozszyfrowania zdań.
- Wyspałaś się?
- Można tak powiedzieć. 
- W lodówce masz kolację. Jak chcesz to sobie odgrzej, nie chciałem cię budzić.
- Dziękuję.
Usiadłam w skórzanym krześle naprzeciwko biurka. Zwinęłam się w koślawy kłębek i dalej przyglądałam się tacie. Miał na sobie luźny podkoszulek i ulubione dżinsy. Okulary na nosie lekko postarzały, ale były mu potrzebne jedynie do czytania. Uśmiechnął się pod nosem, co ukazało niewielki zmarszczki wokół oczu.
- Ciągle się na mnie patrzysz. Nie mogę się skupić wiesz o tym. - zaśmiał się.
- Przepraszam. Ja tylko... Zjesz ze mną kolację?
- Czekałem na taką propozycję.
Wstałam energicznie z fotela, które okręciło się wokół własnej osi. Szłam do kuchni a tata dosłownie deptał mi po piętach. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam naczynie żaroodporne z lasagną. Włączyłam piekarnik i włożyłam do niego naszą kolację.
- Herbaty? 
Tata kiwnął głową. Wstawiłam wodę do gotowania. Z wiszącej szafki wyciągnęłam dwa kubki, do każdego wrzuciłam owocową herbatę w torebkach i wsypałam po trzy łyżeczki cukru.
- Po co miałam ćwiczyć skoki z Marry?
- Niedługo są zawody. Chciałem cię zapisać w kategorii LL-N*. Masz jeszcze miesiąc na zastanowienie się i ewentualny trening. Mógłbym cię sam trenować jakbyś chciała.
- Oczywiście. Ale czy 120cm to nie za dużo jak na Marry? Nie zapominaj, że jest mała jak na swoją rasę.
- Wierzę w Marry, tak samo jak w ciebie.
Woda w czajniku się zagotowała, zalałam oba kubki. Wyciągnęłam łyżeczki. Podałam tacie jego kubek. Nasza kolacja już była gotowa. Ostrożnie wyciągnęłam naczynie i wydzieliłam każdemu porcję. Zanim kolacja minęła, tata wytłumaczył mi wszystkie zasady zawodów, oraz gdzie i kiedy dokładnie one się odbędą. Słuchałam go uważnie, ponieważ były by to pierwsze takie zawody na jakie zabiorę mojego konia. To będą też moje pierwsze w życiu zawody, jeśli nie liczyć tych wszystkich wyścigów organizowanych w naszym mieście podczas ferii letnich.
Gdy zmęczenie znowu brało nade mną górę, uściskałam tatę i poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i przykryłam się kołdrą. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej. Dostałam dwie wiadomości, jedną od Liam'a a drugą od Zayn'a. Szybko im odpisałam. Odłożyłam telefon na miejsce po czym ulotniłam się do krainy Morfeusza.
***
Słońce oświetlało moją twarz, obłoki leniwie wędrowały po niebie. Tafla jeziora odbijała wszystko jak lustro. Mogłam umierać. Wstałam z pomostu i udałam się do drewnianego domku. W salonie połączonym z kuchnią panował przyjemny chłód. Z blatu zabrałam kolorowy koktajl z małą parasolką. Ciągle się uśmiechałam. 
- Tu jesteś. Szukałem cię. 
Chłopak złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie. Czułam jak napinają się jego mięśnie. Składał delikatne pocałunki na mojej szyi, odchylałam głowę aby miał większy dostęp. Czułam jego ciepłe wargi na swojej skórze. Wyciągnął mi z dłoni napój i odstawił z powrotem na blat. Zahaczył palcem o ramiączko mojej koszulki obnażając moje ramię. Zaczął je całować. Powoli wsuwał dłonie pod materiał mojej bluzki. Zamknęłam oczy i pozwoliłam mu działać. Odwrócił mnie gwałtownie do siebie. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej. Zjechałam w dół jego podbrzusza, mięśnie mu się napięły gdy chwyciłam oblamówkę bokserek wystających spod krótkich spodni. Zaczęłam składać pocałunki na jego rozgrzanym torsie. Odsunęłam się na moment aby przyjrzeć mu się w całej okazałości. Wyglądał jak grecki Bóg, uwieczniony w marmurze. 
Ponownie przycisnął mnie do siebie i złożył długi, ale jakże namiętny pocałunek na moich ustach. 

* LL-N - klasy konkursów określone maksymalną wysokością przeszkód

~*~

Rozdział nie jest długi, ale jak na razie to chyba może być ;)
Cieszę się że było 25 komentarzy, ale wolałabym żebyście podpisywali się gdy piszecie je z anomina. Nie żeby mi to nie odpowiadało, ale jak napiszecie : Zuzia, Kasia czy nawet nazwę z TT to już to coś dla mnie znaczy :)


Nie wiem czy to odpowiada, ale nie obraziłabym się gdybyście polecali mojego bloga znajomym, innym Directionerką, bądź fankom naszych chłopców. No bo kurczę mam bloga ponad rok a czasami trudno jest uzbierać chociaż 10 komentarzy. Nie oczekuję od razu 200 czy 300 ale tak z 30 też zrobi wielką różnicę :) Czytam dużo innych genialnych fanficów i ciągle się zastanawiam jak te dziewczyny się wybijają i biorą pomysły an to wszystko :C *.*


Do następnego xx

niedziela, 9 listopada 2014

Zakazany Owoc cz. 11

Słońce niezdarnie przedzierało się przez firanę. Ciągle byłam zaspana, a cały obraz zamazany. Zerknęłam na zegarek, tarcza pokazywała jedynie dwie czerwone niewyraźne plamy. Nikt nie wołał mnie na śniadanie, więc pomyślałam, że jest jeszcze wcześnie. W wakacjach najlepsze jest chyba to, że nie muszę wcześnie wstawać i nie przejmować się zbytnio jaki jest dzisiaj dzień. Jako że w tym roku zakończyłam już naukę a moje wakacje zaczęły się wcześniej, miałam dużo czasu na podjęcie decyzji na temat studiów.
Przekręciłam się na drugi bok, w swojej pierzynie czułam się bezpiecznie. Przez najbliższe piętnaście minut po prostu leżałam. Myślałam o najbliższych miesiącach. O przyjeździe Zayn'a i Kate, o ślubie, o kolejnej rocznicy śmierci mojej mamy. A na koniec wyjazd nad jezioro. Tylko ja i Zayn. W środku lasu, w małym dwupiętrowym drewnianym domku. Sami.
Poczułam rumieńce na policzkach, więc wstałam z łóżka i udałam się w stronę prysznica. Chłodna woda przywracała mi świadomość i od razu postawiła na równe nogi. W miarę szybko uwinęłam się w łazience. Dzisiaj nie miałam niczego w planach, nie musiałam się specjalnie stroić, nie musiałam się malować a moje włosy mogły żyć własnym życiem.
Ubrałam dresową pidżamę z miękkiego turkusowego materiału, która wyglądała jak kombinezon. Najlepszy jest w niej kaptur, który wygląda zupełnie jak jednorożec. Moja pidżama wygląda tak, jakby ktoś obdarł jednorożca ze skóry i podarował mi w prezencie. Ja cenię jednak jej wygodę... no i ten przeuroczo słodki wygląd.Włożyłam kapcie i zeszłam do kuchni. Kilka razy wołałam tatę. Nie odpowiadał. Podeszłam do lodówki a jaskrawa karteczka od razu przykuła moją uwagę.

" Nancy. Pojechałam załatwiać  sprawy związane ze ślubem. Wrócę wieczorem. Gosposia pojechała na zakupy, pewnie wróci późno. Chcę żebyś poćwiczyła dzisiaj z Marry skoki. Wyjaśnię Ci jak wrócę. 
Kocham, tata x "

Zegarek pokazywał równo dwunastą po południu. Mam co najmniej godzinę, na zjedzenie porządnego śniadania, przebrania się i przygotowanie Marry. Mój maleńki konik, zapomniałam o nim całkowicie. Gdy sypałam płatki owsiane do miski, myślałam tylko o skokach. Dawno nie skakałam z Marry. Zaniedbałam ją. Do płatków dodałam jogurt naturalny, wkroiłam banana i brzoskwinię, na koniec wszystko razem wymieszałam. Jedzenie szło mi dzisiaj wyjątkowo powoli. Włączyłam telewizor i jak zwykle przełączyłam na program muzyczny. Muzyka, tego potrzebowałam. Po trzech piosenkach i jednym wywiadzie, mojego śniadania już nie było. Choć ciężko było mi się pożegnać dzisiaj z moją pidżamą, z miłą chęcią ubrałam strój do jazdy konnej. Włosy związałam w zwykłego warkocza i opuściłam go na plecy. Nałożyłam toczek na głowę i ruszyłam do stajni.
***
Zapachy wydostające się ze stajni. Innych obrzydzają, innych mogą zachwycać. Ja zdecydowanie zaliczam się do tych drugich. Mimo, że mamy dwóch stajennych i tak żaden nie ma prawa zajmować się Marry. Taki warunek ustalił mi tata, gdy ją kupowaliśmy. To jest mój koń i ja muszę o nią dbać. Kocham ją. Dzisiaj wszystkie konie są na pastwisku. Szybko jednak dostrzegam jasną plamkę wśród zieleni. Gwiżdżę palcami i stado koni biegnie do furtki. Kasztanowe, kare i siwe konie biegną w równym tempie. Marry wręcz unosi się w powietrzu i jako pierwsza dobiega do bramy. Poklepałam ją po szyi, ona jednak czekała na przysmak znajdujący się w kieszeni moich dżinsów. Wyciągnęłam woreczek pełny kostek cukru a gdy wszystkie konie znalazły się przy bramie, każdy dostał po jednym przysmaku. Zabrałam Marry ze sobą. Wyczyściłam ją i osiodłałam. Udałyśmy się do prowizorycznej hali gdzie tata osobiście trenuje każdego konia osobno. Krótka rozgrzewka i razem z Marry jesteśmy gotowe na skoki. Na początku nam nie idzie, koń waha się przy skokach, lub strąca większość przeszkód. W siodle spędziłam bite dwie godziny. Nie czuję już mięśni w dolnej partii ciała. Siedzę w siodle, bo siedzę. Robimy ostanie skoki. Jestem przygotowana na to, że Marry coś nie wyjdzie. Gdy znajdujemy się nad ziemią, zaciskam oczy. Otwieram je dopiero gdy koń zwalnia do stępa. Odwracam się by zobaczyć przeszkodę, która... jest nietknięta. Marry zrobiła skok idealny. Taki skok powtórzyłyśmy jeszcze ze dwadzieścia razy. Rozpierała mnie duma i radość. Marry została solidnie wynagrodzona za każdy skok.

***
Dom nadal był wielki i pusty. Każdy dzień robił się coraz cieplejszy a co za tym szło? Było bardzo duszno. Otworzyłam szeroko prawie wszystkie okna w domu. W międzyczasie zdążyłam wypić trzy pełne szklanki wody. W swoim pokoju szukałam telefonu, który jak zwykle zagubił się w odmętach mojej pościeli. Dostałam sms'a, jakiś numer, pewnie Liam. Pomyślałam.

"Hej, tu Liam. Chciałabyś się może dzisiaj spotkać? Chyba, że wolałabyś żebym do Ciebie przyszedł. Ostatnio tak słodko mnie namawiałaś ;) xx "

Kolejny rumieniec zawitał dzisiaj na mojej twarzy. Uśmiechnęłam się i jak najszybciej odpisałam chłopakowi. Odczekałam tylko chwilę na jego odpowiedź i już po chwili szczęśliwa zaczęłam piszczeć. Szybko przebrałam się w zwykłą koszulkę na ramiączkach i przetarte dżinsy.  Rozczesałam włosy i spięłam je klamrą do włosów aby nie zakrywały mi twarzy. Pościeliłam łóżko i posprzątałam niepotrzebne ubrania z podłogi. Zbiegłam po schodach o mało co się nie łamiąc. Moja koordynacja już jest bardzo słaba, a biegnąc po schodach potrafię się potknąć o własne nogi i zlecieć z samej góry. Właśnie tak połamałam sobie rękę w wieku dziesięciu lat.. Schowałam wszystkie naczynia do zmywarki i gdy wszystko było przygotowane na przybycie gościa, coś sobie uświadomiłam.
Liam jest pierwszym chłopakiem, którego zaprosiłam do domu. Liam jest PIERWSZĄ osobą, którą kiedykolwiek zaprosiłam do domu.
Wiadomo miałam przyjaciółki, lub może dobre koleżanki, ale nigdy nie zaprosiłam ich do własnego domu. Chłopca z tatuażami znałam zaledwie kilka dni a postanowiłam pokazać mu jak mieszkam. Zobaczy jak zachowuję się we własnym domu. Ta myśl była z jednej strony przerażająca a z drugiej cieszyłam się, że jest ktoś kto dowie się takich rzeczy.
Siedziałam skulona w rogu kanapy i myślałam o wszystkich głupotach jakie mogę zrobić niechcący przy Liam'ie, gdy usłyszałam jak ktoś podjechał pod dom. Wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi żeby je otworzyć.
- Cześć, Nancy.
Uśmiechnęłam się do gościa. Gestem dłoni zachęciłam go żeby wszedł do środka. Zostawiał za sobą intensywny zapach perfum, jednak ten zapach był bardzo przyjemny. Proponowałam coś do picia lub jedzenia, za każdym razem jednak odpowiedź była negatywna. Zrezygnowana usiadłam w przeciwnym końcu kanapy. Przez chwilę była niezręczna cisza. Nawet zbyt niezręczna.
- Więęęc...
- Więc?
- Chciałeś się spotkać. Co teraz?
- Nie wiem. Nigdy jeszcze nie zaszedłem tak daleko, to dla mnie coś nowego.
Liam puścił mi oczko i lekko się zaśmiał. Ja jednak nadal nie wiedziałam o co mu chodziło i gdy tylko zobaczył moją zdezorientowaną minę zaśmiał się dwa razy głośniej. Rzuciłam w niego niewielką poduszką i uśmiechnęłam się lekko.
- Oj. Nie złość się. Po prostu to jest twój dom i nie wiem za bardzo co mogę a czego nie mogę.
- Najpierw chyba  powinnam ci pokazać cały dom.

***
- Cóż zobaczyłeś już wszystko oprócz mojego pokoju.
Otworzyłam drzwi i naszym oczom ukazało się wnętrze sypialni. Liam rozglądam się i wszystkiemu przyglądał się dokładniej. Chociaż robił to dla żartu, ciągle powtarzałam mu że wygląda jak turysta. Usiadłam na łóżku i przyglądałam się jak, Payne przygląda się każdej rzeczy.
- Jesteś podobna do mamy..
Spojrzałam na ramkę którą trzymał w rękach, z bladym uśmiechem podeszłam i przyjrzałam się fotografii.
- To było tak dawno temu.. Sporo się wydarzyło od tamtego czasu. Wiele bym dała żeby była teraz ze mną.
Pojedyncza łza spłynęła bezwiednie po moim policzku. Liam był zmieszany, na jego miejscu też bym taka była. To że mocno mnie przytulił to chyba naturalny odruch.

~*~
Wróciłam!! I tak oto powstał 11 rozdział, wiem że musieliście długo na niego czekać, ale gdybym wiedziała jak potoczą się sprawy związane ze szkołą to bym chyba nigdy nie zakładała bloga :/
Rozdział krótki, ale przynajmniej jest, nie powiem że był on dla mnie wyzwaniem, bo pisałam go tak o. Bez żadnej weny, bez niczego. Pisałam go żeby był skończony :/


25 komentarzy = następny rozdział


piątek, 17 października 2014

My blog is not dead

Blog powraca i to z czym...?

Z nowym zwiastunem :) który możecie znaleźć o tutaj ------> KLIK 

Osobiście zakochałam się w nim *.* Jest lepszy niż mi się mogło wydawać :)
Po prawej stronie jest button bloga na którym zamówiłam zamówienie, więc zachęcam jeśli ktoś chciałby taki dodatek do swojego opowiadania :)

A już niedługo kolejny rozdział :*
Pozdrawiam 
Kama <3 

sobota, 30 sierpnia 2014

Tak więc ...

Tak więc, jedenasty rozdział jest PRAWIE skończony.
Niestety zaczyna się szkoła a ja bd prawie 100 km od domu. Weekendy bd wracać.
Postaram się pisać bloga i dodawać rozdziały przynajmniej raz w miesiącu. I tak przewiduje że w następną sobotę, ukaże się ta 11 :D

poniedziałek, 28 lipca 2014

Zakazany Owoc cz. 10


* Możecie mnie znaleźć na koncie na FACEBOOK'U które zrobiłam specjalnie na rzecz bloga :)
A teraz, miłego czytanie :*


Nagle jakby wszyscy wkoło wyparowali, jakby nie było słychać rozmowy dwóch koleżanek o butach, małego dziecka które płakało bo nie dostało tego co chciało, psa który szczekał na innego na chodniku zaledwie metr dalej. Wszystkie dźwięki ucichły, nie było niczego, zwykła pusta przestrzeń a po środku niej Liam, jego badawcze spojrzenie błądziło po mojej twarzy, jakby chciał ją zapamiętać w każdym calu, nieśmiały a jednak pewny uśmiech wkradający się na usta. Czułam jak przyjemny dreszcz wędruję po moim kręgosłupie. Wpatrywałam się w czekoladowe oczy i nie mogłam wyobrazić sobie niczego piękniejszego, nagle mój mózg, ten brąz skojarzył z Zayn'em. Serce mnie ukuło na myśl że jest on tak daleko. Wykrzywiłam się z bólu i cała rzeczywistość wróciła. Chłopak wstał i rzucając krótkie do zobaczenia poszedł do innego stolika.

Co to do cholery było?! Niosło się echem w mojej głowie, myślałam że mój mózg mi odpowie, ale to było głupie. Czemu pomyślałam o Zayn'ie, czemu przy Liam'ie poczułam się tak dziwnie... Czyżby moja podświadomość chciała mi coś przekazać?

***

Tata wrócił z wielkim uśmiechem, zajął swoje miejsce. Nic nie mówił, po prostu się uśmiechał, nie chciałam mu przeszkadzać więc po prostu dziesiąty raz przeglądałam kartę dań. Jedzenie przyniosła nam teraz koścista kelnerka w delikatnym makijażu, była pewnie młodsza ode mnie za to kobiecych kształtów jej nie brakowało. Zdziwiło mnie to, ponieważ gdybym mogła, policzyłam bym jej wszystkie żebra. Uśmiechnęła się do nas ukazując śnieżnobiałe zęby i dołeczki w policzkach. Życzyła smacznego i z większym uśmiechem poszła do stolika przy którym siedział jakiś chłopak. Może to jej znajomy albo ktoś w kim się zadurzyła? Tego nie jestem pewna, ale gdy tylko dotknął jej dłoni cała oblała się rumieńcem.
Co ja robię? Czemu interesuję się jej życiem? Puknęłam się w myślach w czoło i zaczęłam zajadać się naleśnikami. Wzięłam łyka wody i przyglądałam się tacie, a raczej zawartości jego talerza. Bawił się groszkiem jak małe dziecko.
- Tato. Nie baw się jedzeniem. - skarciłam go jakby miał 5 lat. Spojrzał na mnie spode łba i zaczął konsumować swoje danie. Uśmiechnęłam się lekko i zajęłam swoimi naleśnikami. Szybko skończyliśmy, bo byliśmy głodni. Tata poszedł do środka aby zapłacić a mi kazał iść do samochodu.
Chciałam otworzyć drzwi ale jak zwykle mój genialny tata szczelnie je zamknął. Oparłam się o maskę samochodu, zamknęłam powieki i pozwalałam aby promienie łaskotały moje policzki. Myślami byłam zupełnie gdzie indziej.
Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek telefonu, który odebrałam bardzo szybko, bo mój specyficzny dzwonek przykuwał uwagę przechodniów. Zażenowana odwróciłam się do świata plecami.
- Tak, słucham?
- Nancy? Tu Zayn.
Zayn! Gdy tylko usłyszałam to imię i dźwięk jego głosu, stado motyli zawitało w moim brzuchu. Serce przyspieszało z każdą sekundą a poliki robiły się czerwone.
- Miałem ci powiedzieć, że będziemy miesiąc wcześniej. Ponoć mama mówiła to Jack'owi, ale ja chciałem ci to powiedzieć osobiście.
- Czyli będziecie za miesiąc..
- Tak.
Radość wypełniła mnie w ciągu chwili. Zayn i Kate. Przyjadą za miesiąc. Dlaczego tata mi tego nie powiedział? To w sumie nie było ważne, nie mogłam się doczekać aż ich zobaczę. Za trzydzieści dni.
Zayn chciał coś powiedzieć, ale śmiechy w tle i wołanie jego imienia mu przeszkodziły. To był damski głos, ale nie należał do Kate.
- Ja muszę kończyć, Nan. Zobaczymy się za miesiąc... Trzymaj się.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo rozłączył się w mgnieniu oka. Radość, która mnie otaczała pękła jak mydlana bańka. Czemu zżerała mnie zazdrość i złość. Chciałam dowiedzieć się z kim Zayn teraz był i czy ten tajemniczy ktoś był ważną osobą w jego życiu.
Zaraz! Nancy! Ogarnij się, Zayn jest twoim bratem, nic więcej. Nie musisz być o niego zazdrosna.
Starałam się nie myśleć o jego idealnych rysach twarzy, kwadratowej szczęce z kilkudniowym zarostem, różowych ustach, które rzadko się uśmiechały, ale mimo to pragnęło się je pocałować, o jego oczach które, miały w sobie ten błysk. Ciemnych włosach, raz rozczochranych a raz idealnie ułożonych. Przypomniałam sobie jak przycisnął mnie do siebie, gdy schodziłam w szpilkach po schodach, przypomniałam sobie zapach jego perfum... Przypomniało mi się wszystko od cudownego wyglądu, przez drobne szczegóły, kończąc na jego głębokim głosie...
I wtedy zdałam sobie jedną sprawę.
PODOBAŁ MI SIĘ ZAYN!

***
Skończyłam czytać książkę, ponieważ do biblioteki w której byłam umówiona z Liam'em, przyszłam dwie godziny wcześniej. W domu odczuwałam podwójny brak Zayn'a. Miałam jeszcze kilka minut zanim pojawi się chłopak. Przeszłam kilka razy między regałami, chwyciłam kolejną książkę i wróciłam na miejsce. Kartka po kartce, przeglądałam zdjęcia znajdujące się na stronach.
- Interesujesz się malarstwem?
Liam stał nade mną i przyglądał się obrazkom. Zamknęłam książkę i chwilę przyglądałam się okładce.
"Sztuka malarstwa dla najmłodszych", czułam jak policzki przybierają kolor pomidora. Moja dotychczasowa lektura wylądowała jak najdalej ode mnie a Liam głośno się zaśmiał. Spojrzałam na niego wymownie, na co zamilkł. Jednak głupi uśmieszek nie znikł z jego twarzy. Usiadł na krześle obok.
- Nie ma nic głupiego w czytaniu książek dla dzieci. Ja też zaczynałem malować od tej książki.
- Ja umiem malować, nawet całkiem dobrze, tylko nie miałam co robić i wzięłam pierwszą lepszą książkę.
Moje wytłumaczenia byłby bezsensowne i pogmatwane, jak zawsze. Dlatego nie umiałam kłamać.
Założyłam kosmyk za ucho i spuściłam wzrok, patrząc na swoje buty. Liam znowu zaczął się śmiać  więc spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Z czego się śmiejesz?
- Bo uważam że to słodkie. - Nadal nie wiedziałam o co chodzi, więc kontynuował swoją wypowiedź- Znaczy, ty jesteś słodka, a twoje tłumaczenia są zabawne, wiec jesteś zabawnie słodka? Teraz ja gadam bez sensu, co? - Uśmiechnął się, a jego policzki lekko się zaróżowiły.
- Troszeczkę - Zaśmiałam się.
Nastała niezręczna cisza, nie wiedziałam o czym rozmawiać z chłopakiem, którego znałam dwa dni. Rozglądałam się po całym pomieszczeniu, podczas gdy odpowiedź miałam pod nosem.
- Malujesz?
- Od dziesięciu lat. A ty?
- Od pięciu. Na początku było to dla zabawy, później się wciągnęłam.
- Rozwijasz to, czy malujesz tylko dla siebie?
- W sumie to dla siebie, jakoś tak wyszło. Jak będzie dobrze to może pójdę na studia i skupie się na malarstwie, lub pójdę na prawniczkę.
- Malarstwo a prawo to dwie różne rzeczy.
- Tak, wiem.
Nie zauważyła kiedy zaczęliśmy rozmawiać o swoich najdziwniejszych przygodach z dzieciństwa. W ciągu kilku godzin poznaliśmy całe swoje życie, dzięki temu poczułam jakbym znała Liam'a od dziecka. Doradzaliśmy sobie w sprawie przyszłości, malarstwa a nawet gotowania, chociaż żadne z nas nie było specjalistą w tej dziedzinie. Ciągle się śmialiśmy i żartowaliśmy. Czasami byliśmy na prawdę głośno, ale nikt nas nie uciszał, co mnie dziwiło, gdyż byliśmy w bibliotece, świątyni ciszy i spokoju. Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy. Zadzwonił mój tata i kazał już wracać.
- To ja się będę zbierać, zobaczymy się kiedy indziej.
- Nancy! Dałabyś mi swój numer?
- Pewnie.
Z szerokim uśmiechem podałam Liam'owi mój numer. Na pożegnanie brązowooki pocałował mnie w rękę, jak prawdziwy dżentelmen. Achh żeby takich jak Liam było więcej.
Ostatni raz się pożegnaliśmy. Całą drogę do domu myślałam tylko o tym chłopaku. Uśmiech nie znikał ani na chwile, a policzki piekły niemiłosiernie, bo od ciągłego uśmiechu łapał mnie skurcz. 
Liam, to najcudowniejszy chłopak jakiego poznałam. Zastanawiałam się czy dzisiaj zadzwoni i kiedy będzie następne spotkanie.

~*~
Iiiiiiiiiii jest dziesiąty rozdział! Szkoda, że krótki ale nie dałam rady więcej wymyślić :C Mam nadzieje że mnie nie opuściliście mimo tej cztero czy pięciomiesięcznej przerwie.. Jakoś nie miałam głowy do napisania tego rozdziału i zawiodłam sama siebie, gdy wyszedł on taki krótki. :( Chciałabym wam mimo wszystko podziękować za to że komentowaliście posty informacyjne i pomogliście mi dokonać wyboru w sprawie bloga.

ROZDZIAŁY BĘDĄ TERAZ DODAWANE RZADKO, ALE NA PEWNO BĘDĄ! :D


25 komentarzy = następny rozdział :D 
Jak są zasady to muszę się ich trzymać :* 

poniedziałek, 14 lipca 2014

A więc ...

Jednak postanowiłam nie usuwać bloga, ponieważ macie rację. To jednak jest ponad rok poświecenia z mojej strony i jakoś nie mogłam sobie wyobrazić tego, że moje opowiadania będzie pisać inna osoba (nie obrażając innych xD) Postaram się ogarnąć dupę i wreszcie coś napisać :)

Chciałabym również, abyście się tu udzielali, możecie zadawać mi pytania, dawać pomysły na dalsze części lub pisali do mnie np. na fb czy gg. Mogłabym założyć specjalne konto na fb jako Kama*  W znajomych byliby tylko czytelnicy bloga i mogłabym was wtedy informować o postach indywidualnie. :)

Więc co myślicie o pierwszym pomyśle?


*Kama - Moja nazwa którą posługuje się na bloggerze 

poniedziałek, 7 lipca 2014

Pożegnanie :C

Hej kochani. To raczej nie będzie post którego oczekujecie...
Nie jest to 10 rozdział tylko, informacja o tym, że za tydzień .. USUWAM bloga.
Nie mam czasu na blogowanie, ponieważ będę od września mieszkać w internacie i chciałabym skupić się na nauce. Blogowanie było fajne, ale nie mam już do tego głowy. Miałam dodać rozdział w rocznicę założenia bloga, ale mi nie wyszło. Miałam dwa blogi z czego jeden już został usunięty. :(
Bardzo was za to przepraszam... Nie mam już czasu, chęci ani pomysłów.
Kiedyś, w dalekiej przyszłości, chciałabym założyć bloga o moim życiu itp itd. Ale to też nie jest pewnie :C Tak więc...
Żegnam was. Było bardzo fajnie przez ten rok gdy pisałam, ale to jest już koniec :C

sobota, 22 marca 2014

Zawieszam !

Ymm może tak. To jest zawieszenie nie bloga tylko moich pomysłów. Nie mam za bardzo pojęcia co zrobić z moją kochaną Nancy. Muszę zacząć zabierać ze sobą notes czy coś w tym stylu, ponieważ każdy świetny pomysł momentalnie wylatuję mi z głowy :/
Za to mam masę pomysłów na fanfiction z Niall'em który możecie znaleźć o tu > Klik < Jest to blog w postaci Dark ;) Mam nadzieje że on również przetrwa i że pomysły które się w nim znajdą was zadowolą. Tak więc jeśli ktoś chciałby przeczytać nowe opowiadanie po prostu wchodzi w link i czyta.

Nie powiem miłe komentarze bardzo mile wdziane ;))

Kocham was, do usłyszenia xx

sobota, 1 marca 2014

Zakazany Owoc cz.9

Delikatne wargi muskające moje. Takie pieszczoty ust przeradzające się w głębsze pocałunki. Dźwięk rozrywanych guzików, które jeden po drugim odpadały od mojej koszuli. Na brzuchu poczułam niepewne palce wędrujące coraz wyżej i wyżej...
Spojrzałam na niego, zatopiłam się w ciemnych oczach i pozwoliłam by dalej dotykał mojego ciała. Ściągnęłam z niego koszulkę a dłonią przejechałam po wyrzeźbionej klatce piersiowej. Czułam przyjemny i rytmiczny oddech na szyi, by po chwili znów doznać delikatnych dreszczy spowodowanych pocałunkami.

- Nancy.. Nancy. Obudź się.
- Tata? Co jest? Która godzina?
- Za sześć minut ósma, skarbie. - Nieśmiały uśmiech.
- Czemu budzisz mnie tak wcześnie?! - Nakryłam głowę kołdrą a tata ściągnął ją z powrotem. - Tatoo, ja chcę spać!
- Wybacz kochanie, ale dzisiaj już sobie raczej nie pośpisz. Jesteś mi potrzebna. - Jack ściągnął całą kołdrę i zwiniętą w kłębek rzucił jak najdalej ode mnie. Przeciągnęłam się i usiadłam obok taty, aby go zdenerwować strzyknęłam karkiem. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się sarkastycznie. Tata pokręcił głową i podszedł do mojej komody, w milczeniu przyglądał się zdjęciom z dzieciństwa oraz zmarłej żony.
- Nancy... - zaczerpnął powietrza i zaczął mówić dalej. - Wiem że nikt nie zastąpi ci mamy, ale...
- Przecież, polubiłam Kate a ona mnie. W czym problem? - Wstałam i przytuliłam się do ojca. - wiadomo, że drugiej takiej nie będzie, ale postaram się aby Kate była dla mnie jak prawdziwa matka a nie jak macocha. Z Zayn'em też się zaczęłam dogadywać... Nie masz się czym martwić.
- Wiem, wiem. Mam wspaniałą córkę. - Mój opiekun ucałował moje czoło.
- A w czym muszę Ci pomóc? - spojrzałam na niego.
- Jak wiesz zaręczyłem się już z Kate a tego lata planujemy ślub. Akurat w sierpniu... Tak zechciała Kate. Przepraszam...
Poczułam wielką gule w gardle, sierpień to dla mnie miesiąc cierpienia. Moja mama męczyła się z chorobą cały ten miesiąc, nie odstępowałam jej wtedy na krok mimo że byłam mała. Lekarze często prosili ojca abym wróciła z nim do domu i oszczędziła sobie bólu, nie mogłam, moja mama cierpiała a wiedziałam że gdy będę przy niej, będzie szczęśliwsza. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Wtuliłam się w tors taty i ukryłam w jego ramionach, przytulił mnie mocniej i zaczął gładzić po włosach. Trzymał mnie tak długo aż się nie "pozbierałam". Spojrzałam na niego z wymuszonym uśmiechem, ale pojedyncza łza kreśliła już strużkę na moim poliku. Tata wytarł ją kciukiem i uśmiechnął się do mnie czule. Otarłam twarz i uśmiechnęłam się lekko.
- Ale do sierpnia jeszcze 3 miesiące. Mamy dopiero początek maja.
- Wiem, wolałem powiadomić cię teraz, niż kiedy byłabyś zajęta. W lipcu jedziesz z Zayn'em nad jezioro a później prawdopodobnie Kate będzie potrzebowała twojej pomocy przy organizacji. Chciałbym też spędzić z tobą trochę więcej czasu, mam wrażenie że się od siebie oddalamy. - Jack posmutniał.
To prawda, od dłuższego czasu traciłam kontakt z tatą, jedynie ostatnia przejażdżka znowu nas zbliżyła. Kocham swojego tatę nad życie, jest nie tylko moim opiekunem ale też bohaterem. Rzadko zdarza się że samotny ojciec wychowa sześcioletnie dziecko z problemami. Nie było mu łatwo, zwłaszcza gdy dojrzewałam, często krzyczałam że lepiej byłoby gdyby mama z nami była. Momentami sprawiało mi to radość że prze zemnie tata cierpiał.
Odgoniłam te myśli jak najszybciej, nie mogę się teraz obwiniać za to co było. Tata musi wiedzieć że jest dla mnie ważną w życiu osobą.
- Możemy spędzić dzisiejszy dzień razem. Wyjechać za miasto.
- Naprawdę?! - uśmiechnął się do mnie tak serdecznie, jakby był młodszy o co najmniej dwadzieścia lat.
Pokiwałam głową i odpowiedziałam mu uśmiechem. Mocno go przytuliłam i poszłam do łazienki się przyszykować, Jack zrobił to samo i po piętnastu minutach byliśmy w drodze za miasto. Planowaliśmy gdzie odbędzie się ich miesiąc miodowy, padło na Lavers Beach, która znajduję się w Las Cabos w Meksyku. Jack mówił jak bardzo się stresuję, choć to jego drugi ślub. Wiedziałam dobrze co czuję.
Najbardziej chciałam mu powiedzieć o Zayn'ie i Liam'ie, ale się bałam. Jak mam porozmawiać z tatą o tym co czuję przy chłopakach skoro sama nie jestem tego pewna. To co czuję przy tej dwójce jest nie do opisania. Mieszanka pożądania, szczęścia, bezpieczeństwa... Pragnęłam tylko każdą chwilę przeżywać z nimi.
- Jesteśmy!
Wysiadłam z samochodu, rozejrzałam się dokoła a szeroki uśmiech momentalnie pojawił się na mojej twarzy. Szliśmy po żwirowej ścieżce w stronę jeziora, wszystko było skąpane w zieleni i pojedynczych kwiatach, wysoka trawa, kołysząca się na wietrze wyglądała jak potężne fale. Znaleźliśmy się przy brzegu. Słońce odbijało się od tafli a woda mieniła się ciemnymi zieleniami i łagodnymi błękitami.
- Specjalnie tu przyjechaliśmy?
- Sądziłem, że może zechcesz odwiedzić to miejsce.
- I miałeś rację.
Patrzyłam jak promienie igrają z wodą, wysokie świerki oddzielają ten niewielki zbiornik od reszty świata tworząc mur. To było wyjątkowe miejsce, to nie tylko miejsce gdzie tata oświadczył się mamię, to także mój dom, miejsce gdzie rozwiązywały się wszystkie problemy, miejsce gdzie byłam częścią natury.
- Dziękuję, że tu przyjechaliśmy.
- Ostatnio dziwnie się zachowywałaś, jakbyś się zagubiła. Może w tym miejscu wszystko złoży ci się w logiczną całość? Idę się przejść. Idziesz ze mną?
Złapałam go pod ramię i szliśmy wzdłuż brzegu. Nie liczyłam czasu, bo on się teraz dla mnie nie liczył, nie odczuwałam zmęczenia. Byłam szczęśliwa i wolna. Mogłam robić co mi się podoba i nikt by mnie nie osądzał.
- Głodna?
Jak na zawołanie mój brzuch zaczął przerażająco ryć, zarumieniłam się na co tata wybuchnął gromkim śmiechem.
- To chodź zaraz coś zjemy!
Ścigaliśmy się do naszego samochodu, wracaliśmy do miasta, jadąc zatłoczonymi ulicami wychylałam się przez szybę i pozwalałam aby wiatr rozwiewał moje włosy. Zaparkowaliśmy i ruszyliśmy w stronę niewielkiej restauracji, ledwo udało nam się znaleźć pusty stolik na zewnątrz. Na kelnera nie czekaliśmy długo.
- Mogę przyjąć zamówienie?
Gdy tylko usłyszałam ten głos, ręce mi zadrżały, serce przyspieszyło a w uszach słyszałam szumiącą krew. Spojrzałam na notes kelnera, wzrokiem szłam wyżej, po tatuażach na lewej ręce, przyglądałam się szyi, wargą które momentalnie się wygięły w uśmiech aż w końcu spojrzałam w oczy które wpatrywały się we mnie ciekawie. Liam. W białej koszuli z podwiniętymi rękawami, czarnym krawatem i ciemnych dżinsach. Liam z krwi i kości. Ten sam z którym, jak sobie przypomniałam, miałam spotkać się w bibliotece.
- Nancy?
- Tak, tato?
- Ja już zamówiłem. A ty co zjesz?
Spojrzałam zmieszana i lekko wystraszona na kartę dań. Zamówiłam pierwszy lepszy posiłek, padło na 4 naleśniki z serem i śmietaną z dżemem. Spojrzałam jak chłopak notuję wszystko na kartkach po czym puszczając mi oczko, tak żeby Jack nie zobaczył, poszedł do środka złożyć zamówienie. Z kieszeni wyciągnęłam telefon i dyskretnie spojrzałam na zegarek, kilka minut po dwunastej. Sądziłam że jest późniejsza godzina, ale odsapnęłam z ulgą bo miałam dużo czasu na spotkanie z obecnym kelnerem. Tata również bawił się telefonem, złapałam go za dłoń i kiwnęłam głową, żeby poszedł i zadzwonił do Kate. Uśmiechnął się a z ruchu jego warg wyczytałam Dziękuję. Odprowadziłam go wzrokiem aż całkowicie go nie straciłam z pola widzenia.
- To jak spotkam Cię dziś w bibliotece?
- Pewnie tak.
Spojrzałam na Liam'a, który teraz siedział na miejscu taty. Uśmiechnęłam się do niego szeroko na co odpowiedział mi tym samym. Poczułam się tak jakby nic nas nie otaczało, jakbyśmy byli sami w tym momencie. Zatopiłam się w jego oczach a jedyne czego chciałam to to żeby ten widok nie znikał.

~*~
Nie wiem co mam mówić :C Jak zawsze spóźniony rozdział, pewnie kiepski :/ Ehh
Dziękuję że mimo to od ostatniej notki przybyło mi ponad 3 tyś. wyświetleń, jak również dziękuję za 25 komentarzy przy > części 8  < Mam nadzieję że wybaczycie mi to że kolejny rozdział również nie pojawi się zbyt szybko.. :( Tak to już jest ze szkołą .. -,-

Taka mała prośba :) Możecie polajkować mój fanpage? :* To dla was nic, ale dla mnie jest to wielki uśmiech.

Postanowiłam też podnieść ilość komentarzy o 5 czyli ze teraz
20 komentarzy = następna część 



niedziela, 2 lutego 2014

LoveU


Hejka kochani! Zastanawiacie się pewnie gdzie jest 9 rozdział. Otóż nie będę was okłamywać, nawet go nie zaczęłam. Mam ferie od poniedziałku i od razu wyjeżdżam za granicę. Zastanawiam się czy właśnie w Niemczech nie dostanę jakiegoś objawienia, mózg mi odpocznie i zacznie rządzić fantazja. Ostatnio zaczęłam czyta kryminały i morderstwa więc opowiadania momentami mogą być takie drastyczne, straszne albo paranormalne xD Ostatnio też nie najlepiej z moim samopoczuciem. Ale to raczej ze względu na to co się dzieje wokół mnie, niedługo pisanie egzaminów, więcej nauki a po wakacjach internat. Możliwe też że usunę bloga na stałe... Ale wolę się tym na razie nie przejmować. :) Postaram się dodać jak najszybciej kolejny rozdział.
Chcę wam również podziękować za ponad 20 komentarzy i 33 tyś. wyświetleń .:D Nie mogę w to uwierzyć już niedługo minie rok od kiedy mam bloga ale dla mnie to nadal są te początki gdzie uczę się wszystkiego, uczę się pisać i docierać do każdego czytelnika :)
Kocham Was mocno !! Mam nadzieję że mimo wszystko nadal ze mną będziecie :)


sobota, 4 stycznia 2014

Zakazany Owoc cz. 8

Przez te koszmary spałam tylko do siódmej, nie mogłam znaleźć wygodnej pozycji do spania przez co każdy mięsień boli mnie podczas jakiegokolwiek ruchu. Niechętnie wstałam z łóżka i powędrowałam do łazienki, wlałam ciepłej wody do wanny i rozebrałam się z pidżamy. Związałam włosy i zanurzyłam się w ciepłej cieczy. Leżałam tak długo aż się nie odprężyłam a moja skóra na palcach zaczęła się już marszczyć. Wyciągnęłam korek i cała woda zaczęła znikać z wanny, owinęłam się ręcznikiem i podeszłam do szafy aby się w coś ubrać. Wybrałam jasne dżinsy, bluzkę w kwiaty i biały sweter który narzuciłam na ramiona, całość ozdobiłam brązowym paskiem który zawitał na mojej tali. Rozczesałam włosy i udałam się do kuchni, gdzie zastałam tatę.
- Cześć, tato !
Podeszłam do ekspresu do kawy po czym zrobiłam sobie karmelowe latte i w pośpiechu chwyciłam jabłko. Spojrzałam na tatę, który w zamyśleniu patrzył na telefon i nawet mi nie od powiedział. Dźgnęłam go palcem, a gdy powrócił to rzeczywistości spojrzał na mnie oburzony.
- Co jest? Czemu tak patrzysz na ten telefon?
- Sądziłem że Kate zadzwoni.
- Wyjechali dopiero wczoraj. Jak tak tęsknisz, to sam zadzwoń.
- Może masz rację.
- Tylko pamiętaj, zmiana czasu i te inne sprawy. Lepiej poczekaj aż sama zadzwoni.
Wgryzłam się w jabłko, wzięłam kubek z kawą i przeszłam do salonu. Włączyłam telewizor i rozsiadłam się w białym fotelu. Podwinęłam nogi, objęłam je jedną ręką a drugą trzymałam owoc, który w od czasu do czasu gryzłam. W telewizji leciały jakieś bezsensowne kreskówki, które pomimo tego iż zaliczały się do kategorii dziecięcej bardzo mnie bawiły i interesowały. Cała bajkowa sceneria była czarno-biała a główny bohater albo tak ślamazarny albo po prostu taki głupi.
- Przecież to kreskówka. - burknęłam sama do siebie.
Gdy z jabłka zrobił się ogryzek zajęłam się kawą, każdy łyk dodawał mi zapału na cały dzień i zastrzyk energii na najbliższą godzinę. Wyłączyłam TV i zaniosłam resztki swojego skromnego śniadania do kuchni.
- Nie ma mowy! Nie mogę zostawić córki samej! Mówiłem już że nie mogę... Miłego dnia.
Tata szybko się rozłączył i spojrzał na mnie wymuszając uśmiech.
- Kto to?
- Nie ważne... Co dzisiaj będziesz robić?
Wzruszyłam ramionami i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej masło, sałatę, szynkę i ogórka, następnie sięgnęłam do chlebaka po bułkę. W mgnieniu oka zrobiłam kanapkę i wędrowałam do pokoju. Miałam zamiar pojechać do biblioteki aby popatrzeć na Liam'a, może znowu by na mnie spojrzał swoimi czekoladowymi oczami.
Przygryzłam dolną wargę na samą myśl o tym i z lekkim rumieńcem weszłam do pokoju. Sięgnęłam po telefon który leżał na biurku i zgrabnych ruchem go odblokowałam. Jedno nieodebrane połączenie od Zayn'a. Serce momentalnie przyspieszyło, mój przyszły brat do mnie dzwonił więc czemu Kate nie odezwała się do taty? Wybrałam jego numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę, po dwóch sygnałach usłyszałam męski głos, lekko zachrypnięty głos. Zadrżałam i uśmiechnęłam się szeroko.
- Hallo?
- Hej, Zayn. Dzwoniłeś. Coś się stało?
- Nie, jest dobrze. Chciałem tylko wiedzieć co u was.
- Wyjechaliście dopiero wczoraj. Jest tak jak zwykle tylko trochę pusto. Co robisz?
- Oglądam Nowy York. Brakowało mi tego widoku.
- Wyślij mi później zdjęcie. Zobaczymy czy jest aż tak piękny.
- A jak Jack? Mama nie może na razie dzwonić. Od razu zaczęła się zajmować papierami i wiesz.
- Poinformuję go. Muszę kończyć. Pa
- Do zobaczenia, Nancy.
Gdy wypowiedział moje imię sądziłam że serce wyskoczy mi z piersi, jakie to szczęście że on tego nie słyszy. Tak strasznie mi go brakuję, a nawet nie znam go na tyle dobrze i długo by się do niego tak przywiązywać. To bezsens. Schowałam komórkę do torebki i poprawiając wygląd zeszłam na dół. Sięgnęłam po kluczyki i krzycząc " niedługo wrócę " zamknęłam drzwi. Wsiadając do samochodu poczułam sosnę i od razu przypomniała mi się jazda autem razem z Zayn'em gdy o mało co nie dostałam ataku serca.

Wchodząc do biblioteki usłyszałam ten sam dzwoneczek co dzień wcześniej. Dzisiaj było więcej ludzi więc Esme nie stała przy ladzie tylko krążyła między półkami z uśmiechem. Cudowna kobieta. Jeżdżąc palcami po okładkach znalazłam się przy tym samym stole, z tą samą książką i z tym samym sąsiadem. Usiadłam i otworzyłam lekturę na zaznaczonym miejscu. Po przeczytaniu jednego rozdziału zlustrowałam znad książki to co było w zasięgu mojego wzroku. Liam, w zamyśleniu czytał książkę i co jakiś czas rysował ołówkiem coś na kartce. Czyżby i on uwielbiał malarstwo tak jak ja? Na samą myśl o tym moje endorfiny zaczęły się rozprzestrzeniać po całym mózgu wywołując tym samym szeroki uśmiech.
Tak Nancy, tylko ty jak głupia uśmiechasz się do książki.
Skarciłam się w myślach i zamrugałam kilkakrotnie by powrócić z krainy marzeń. Spojrzałam na chłopaka, on także wpadł na ten pomysł i w ułamku sekundy nasz wzrok się spotkał. Czułam się zahipnotyzowana jego oczami. Wielkie, pełne nadziei i radości, brązowe i z błyskiem zainteresowania teraz skupiały się na mnie. Odniosłam wrażenie że patrzy w głąb mojej duszy. Uśmiechnęłam się delikatnie i zamykając książkę wstałam tym samym tracąc go z oczu. Wypuściłam powietrze i szybkim krokiem udałam się do lady przy której stała już Esme z ciągle przyklejonym uśmiechem.
- Nancy! Witaj znowu.
- Witaj Esme. Chciałabym wypożyczyć tą książkę...
No tak, ja mądra zapomniałam jej zabrać ze stołu. Odwróciłam się na pięcie i oskarżając się za nieuwagę w myślach poczułam że na kogoś wpadłam. To było uderzenie jak o ścianę, podniosłam wzroki ujrzałam te oczy.
- Zapomniałaś książki. - szczery uśmiech i rząd śnieżnobiałych zębów kierowany był do mnie.
- Dziękuję. - Odpowiedziałam niepewnie.
Liam wyciągnął w moim kierunku książkę a ja drżącą dłonią sięgnęłam w jej kierunku. Spojrzałam na niego ukradkiem i przyjrzałam się jego twarzy. Męskie rysy, lekki zarost i te kolczyki. Zrobiłam kilka kroków w tył gdy usłyszałam jak mnie woła. Odwróciłam się. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego strój, dziś nie był taki jak wczoraj, teraz był inny bardziej czysty? Granatowa koszulka za krótki rękaw, jasne dżinsy z luźnym kroczem i również granatowe trampki sprawiały że wyglądał jak nastolatek, gdyby nie jego dziary i dość męski wygląd twarzy powiedziałabym że ma z szesnaście lub siedemnaście lat. Podszedł do mnie a jego usta wygięte były w uśmiech.
- Jestem Liam a ty?
- Nancy. - lekko się denerwowałam, mój głos był tak piskliwy że sama się zdziwiłam.
- Chyba nie często tu bywasz. Widzę cię dopiero drugi raz.
-Trafiłam tu przypadkiem.
- Przypadki nie istnieją, Nancy. - wyszczerzył zęby.
Spojrzałam na niego podejrzanie unosząc przy tym zabawnie jedną brew. Chwilę go lustrowałam a gdy nie mogłam wytrzymać wybuchłam śmiechem na co odpowiedział tym samym. Ciągle się uśmiechając, znaleźliśmy się w końcu przy ladzie. Staruszka przyglądała nam się z zainteresowaniem i podejrzliwym uśmieszkiem.
- To ta książka którą chciałam wypożyczyć.
- Nie ma sprawy. Witaj Liam.
- Dzień dobry Esme.
Uśmiechnęłam się do kobiety i patrząc na chłopaka wyminęłam go i wyszłam z budynku. Otworzyłam drzwi od strony pasażera i rzuciłam na nie książkę i torebkę. Zamknęłam drzwi i się odwróciłam, w jednej chwili podskoczyłam a z ust wydostał się cichy pisk. Poczułam na swoim ramieniu ciepło bijące od dłoni i cały chwilowy strach zniknął.
- Chciałem tylko wiedzieć czy zobaczymy się jutro?
- Raczej tak.
- To do jutra.
Pożegnał mnie i ruszył w swoją stronę, schował dłonie w kieszenie i zniknął tuż za rogiem. Wpatrywałam się tak z dobre trzy minuty, aż dotarło do mnie co się właśnie stało. Oparłam się o samochód i zaczęłam śmiać się sama do siebie. Wzrokiem skakałam po całej dzielnicy, gdy wsiadałam do samochodu ciągle zaciągałam się powietrzem i robiłam dziwne miny. Jadąc ulicami miasta analizowałam tą całą sytuację chyba z dziesiąty raz. Zatrzymałam się przed kawiarnią. Zamówiłam filiżankę czarnej kawy i zajęłam miejsce na zewnątrz, wyciągnęłam telefon. Wiadomość od brata. Wysłał zdjęcie. Piękne zdjęcie. Nie kłamał z tym widokiem.


Szybko odpisałam Mulatowi na esemesa. Wgapiałam się w zdjęcie które mi przesłał, że nie zauważyłam kelnera z moją kawą. Posłałam mu uśmiech i odebrałam kubek z kawą. Zanim wypiłam cały napój zdążyłam wysłać kilkadziesiąt wiadomości do Zayn'a tak samo jak on do mnie. Co prawda nadal nie wiem o czym piszemy ale doskonale wiem że powinnam wracać do domu. Szybko wsiadłam do auta i pognałam do domu. W myślach zastanawiałam się co porabia Zayn a co Liam. I dlaczego przy nich moje serce wariuję, mimo tego że nie znam ich aż tak dobrze.

~*~
Hejka, cześć, witajcie, konicziła i co tak jeszcze ! Po tej baaardzo długiej przerwie świątecznej jak i rocznej* wracam do was z 8 rozdziałem. Prawdę mówiąc pisałam go od początku świąt ale dopiero dzisiaj udało mi się go skończyć. Pisząc ten rozdział czułam się jak na teście z matmy. Kompletna pustka w głowie a ty siedzisz i przez umysł jedyne co przelatuję to piosenka " parabole tańczą " ?! ;o Wiem, jestem dziwna. :)
Chciałabym wam bardzo podziękować za to że jest 27 obserwatorów a liczba wyświetleń zaraz przekroczy 30 tysięcy. Jestem też bardzo wdzięczna za każdy komentarz jaki zostawiliście. :)
Niestety zasada nadal obowiązuję ta sama czyli :

15 komentarzy = następna część !  
Szablon by S1K